Colorista L'oreal czy warto?

Zapewne już dawno zauważyłyście, że moje włosy nie były ruszane. Rudy kolor powoli wyblakł, odrosty etc. Osobiście sama również poczułam pewne znudzenie, a na dodatek mój mąż obiecał mi fryzjera jeśli zdam egzamin na prawo jazdy. Niestety oblałam, z pieniędzmi też krucho, włosy wołają o pomstę do nieba, a na fryzjera już nie ma pieniążków.

Postawiłam zatem na mniejsze zło i ostatnie swoje 20 złotych wydałam na

COLORISTA L'OREAL


Wahałam się między kolorem Orange i PeachBlonde. Wybrałam jednak bliższy mi odcień. Colorista to nowa seria szamponetek od L'oreal, które posiadają zwariowaną paletę. Najchętniej zrobiłabym sobie morską zieleń albo fiolet, ale coś czuję, że by mnie z pracy za to wywalili :)

Plusy:
  • dwie pary rękawiczek w opakowaniu- nie trzeba trzymać brudnych w zlewie a potem szorować, super pomysł! Szkoda, że dopiero teraz.
  • łatwa aplikacja, po prostu walicie wszystko na włosy i wcieracie
  • brak zapachu amoniaku, 
  • szamponetka w oparciu o hennę
Minusy:
  • bardzo mała ilość produktu, dla moich włosów było mało, a co dopiero dla długich, a wydatek 40 zł za 2 tygodnie wypłukiwania się to trochę dużo,
  • nie chwyta naturalnych włosów, zobaczycie na zdjęciach
  • mało wydajna ilość
  • mało, mało, mało...................
Ok, to teraz jaki efekt:
PRZED:

PO:


Jak widzicie nie chwyciło odrostów na czubku głowy, ale je przyciemniło. Nie odznaczają się tak mocno. Albo to jedynie złudzenie, gdyż kolor jest ciemniejszy niż miałam wcześniej.

Odrosty:

Sprawa się tak ma z całą głową.

Podsumowując:

Colorista to fajna seria dla osób, które mogą sobie pozwolić na swobodę, nikt ich z roboty nie wywali i nie powie, że stara dupa a tak szaleje na głowie.
Nie jest dobra dla osób chcących pokryć siwiznę, robi plamy na skórze. Ale ogółem spoko :)

A Wy co sądzicie o nowej linii Colorista?

Trądzik, pryszcze, wągry- zmora każdego wieku

Dzisiejszy post będzie odskocznią od ostatnich recenzji oraz makijaży. Chciałabym się dokładnie skupić na problemie, który tak na dobrą sprawę dotyczy każdego- w mniejszym lub większym stopniu.

PRYSZCZE


Nasza twarz na co dzień musi stykać się z wieloma różnymi bakteriami, brudem i zanieczyszczeniami. Odruchowo dotykamy twarzy, kiedy coś nas dziwi, bawi, albo po prostu mamy taką gestykulację. Ja w swojej pracy stykam się z osobami, które dawno zapomniały, co to jest mydło. Jeden raz efekt miałam natychmiastowy. Dotknęłam skóry nad wargą. Godzinę później miałam pięknego, bolącego i pulsującego syfa (nie pryszcza, SYFA), z którym walczyłam skutecznie, ale długo.
Dobrze, ale jak odróżnić pryszcze od wągrów albo np prosaki?

PRYSZCZE- tu nie trzeba żadnej wielkiej encyklopedii żeby wyjaśnić czym są. Jednak warto Wam wyjaśnić jak powstają. Niestety zauważyłam, że dużo osób jakby miało klapki na oczach pod tym względem.
Etymologia pryszczy jest bardzo spersonalizowana. Mogą wychodzić ze względu na stres, na zmiany klimatyczne, jako reakcje alergiczne, dziedzicznie, genetycznie, wynikając z choroby skóry. Najczęściej jednak są wynikiem i takim jakby fajnym białym kuzynem wągrów. Albo i ich dzieckiem. W każdym razie wygląda to następująco: twarz nieoczyszczana, bez zabiegów, bez toników, zapychana makijażem, brudem= pryszcz.

WĄGRY- to cudowne czarne punkciki na twarzy, które już powinny sugerować, że należy coś z sobą zrobić. Wągry to nic innego jak zapchane do granic możliwości pory, na których końcu gromadzi się brud zapychając dojście nawet wody. Ich pojawienie się jest jak sygnał wizualny, że zaraz będą pryszcze.
Mogą być niezauważalne albo grupowo usiane np na nosie.

PROSAKI- ach...nie wiem jak wy, ale ja ich nie znoszę. Mam jednego na powiekach, często wyłażą na policzku przy zejściu z nosa. Czym są? To te białe krostki, których się nie da wycisnąć. Są twarde i białe, ale nie bolą, ciągle tam są i jakby kpią.
Prosaki powstają przez zablokowanie kanalików łojotokowych w skórze. 

JAK SIĘ TYM ZAJĄĆ?

W dzisiejszych czasach odpowiedź na to zagadnienie jest bardzo łatwa i jednocześnie trudna. Kiedyś na łupież używało się rozmemłanego jajka, a na cellullit fusy po kawie. Dzisiaj mamy szeregi półek, rzędy lekarzy i od groma ofert w internecie na różne zabiegi. Dlatego z nich wszystkich wyłonię to, co naprawdę jest Wam potrzebne.

1. Oczyszczanie twarzy- co najmniej dwa razy do roku; na jesień i na wiosnę mikrodermobrazja, manualne oczyszczanie twarzy, kawitacja. Jakikolwiek wybierzecie zabieg ma być oczyszczający na skórę. Ja preferuję manualne oczyszczanie twarzy, może jestem masochistką, ale ufam rękom i precyzji kosmetyczek. Oczyszczenie twarzy pozwoli na taki fresh start w kolejne pory roku.

2. Codzienna pielęgnacja twarzy- powiem Wam na moim przykładzie.
  • tonik oczyszczający pory - ja posiadam Under20, polecam serdecznie,
  • woda micelarna - zmycie makijażu jak i równiez brudu z całego dnia, ja mam Vichy
  • żel myjący z peelingiem- drobne złuszczanie, plus oczyszczanie twarzy na codzień. Ja używam Clean And Clear
  • tonik pielęgnacyjny- ja mam liftingujący, wy możecie wygładzać skórę albo nawilżać
  • krem na noc z aloesem od Ziaji
  • krem pod oczy liftingujący
  • arnika na sińce i opuchliznę pod oczami
  • żel aloesowy
To wszystko posiadam w swojej szafce łazienkowej. Nie wszystko zawsze chce mi się używać, ale jedno Wam powiem na pewno. W październiku miałam sprawdzaną skórę pod względem ewentualnych braków, problemów etc. Poza tym, że mało się kremowałam nic mi pani kosmetolog nie mogła powiedzieć więcej.
Jeśli co drugi dzień zrobicie peeling na twarz to super. Pamiętajcie jedynie, że twarz nie znosi gruboziarnistych i mydlanych produktów. Dlatego sięgnęłam po produkt dostosowany do takiej skóry.

Wyżej wymieniłam dwie podstawowe rzeczy/czynności, które pozwolą na zapobieganie pojawianiu się zmian na twarzy. Co jednak, kiedy już je posiadacie? Tutaj kwestia leży  w systematyce, pieniądzach i ewentualnej opiece dermatologa.

Pryszcze:
  • wysuszanie; najprostsza technika na to aby pryszcz zniknął z naszej twarzy jest jego wysuszenie. Tutaj idealnie sprawdza się tonik do twarzy, maść cynkowa, pasta do zębów oraz parę innych ale już dermatologicznych produktów. Jest to technika bardzo dobra, komfortowa i powoduje, że ropa się wysusza i odpada zostawiając skórę świeżą i bez blizn.
  • "wywalanie"; nie mam tu na myśli wyduszania samodzielnie! Niezawodna do tego jest maść ichtiolowa, która działa za nasze paluszki i robi to dokładnie. Idealna wtedy, gdy pryszcz się buduje, głęboko pod skórą, ale my mamy bolącą gulę na twarzy. Przyspiesza tworzenie się pryszcza i dąży do jego pozbycia się z organizmu.
  • wszelkiej maści zabiegi- nie każdy trądzik da się usunąć tak delikatnie i nieinwazyjnie. Nierzadko trzeba nam udać się do kosmetyczki albo dermatologa, lepiej szybciej niż później.
Wągry:
  • oczyszczanie- manualne, peelingami, zabiegami- jakakolwiek forma i jak tylko się da. Ja mam prosty sposób. Ciepłą wodą spryskuję sobie twarz w miejscu gdzie jest wągier (nie węgier ani wągr) po czym delikatnie przez chusteczkę wyduszam. Potem tonizuję, zimną wodą zamykam por, nakładam coś łagodzącego podrażnienia i już. W przypadku usiania wągrami polecam jednak zabieg.
  • plastry na nos- Holika Holika albo inne koreańskie firmy oferują naprawdę skuteczne produkty, dlatego jak już coś takiego chcecie to lepiej w nich zainwestować niż w te reklamowane w tv.
  • zapobieganie! Tonizowanie twarzy, oczyszczanie, jak gromadzi się nadmiar sebum na twarzy to kupić w Rossmannie takie bibułki na twarz.
Prosaki
  • konsultacje; obowiązkowo! Prosaków nie można wyciskać! Dlatego najpierw pokażcie je kosmetyczce i w zależności od ich umiejscowienia przekują je Wam igłą sterylnie, albo odeślą do dermatologa. W najgorszym przypadku, czyt. moim, wchodzi w grę okulista. Wyduszając prosaki narażacie się na powikłania, zakażenie a jak prosak jest na powiece to można sobie uszkodzić wzrok. Ale można szukać rozwiązań.
  • wysuszanie; peeling na skórę oraz tonik wysuszający są dobrym początkiem. Na moje pomógł, chociaż ten na powiece jest uparty. Można próbować olejek herbaciany, który stopniowo pobudzi skórę do łuszczenia.

To tyle na dzisiaj. Ufam, że poruszyłam parę ważnych kwestii, które są Wam nieobce. Zacznijcie przede wszystkim od dbania o siebie, o swoją skórę, pijcie wodę, zmywajcie makijaż na noc :)

Na koniec przypominam Wam tylko:

Makijaż na dzień i na noc

Hejka,

w ten jakże piękny poniedziałek chciałam Wam pokazać efekty mojego niedzielnego meetingu z przyjaciółką. Stwierdziłam, że nie sztuką jest malowanie samej siebie, kiedy znasz swoją twarz i wiesz w czym ci dobrze. Dlatego namówiłam moją nieco nieśmiałą przyjaciółkę do pokazania swojego lica publicznie w makijażu wykonanym przeze mnie.

I. Makijaż dzienny



Moja przyjaciółka gustuje w bardzo charakterystycznych makijażach, używa często popieli, czerni podkreślając swoje oczy. Ma piękne brązowe duże oczy i dość charakterystyczną twarz. Blada cera i mocno wystające kości policzkowe, oczy zagłębione do wewnętrznych kącików sprawiają, że nie trudno popełnić fail makijażowy.
Jej marzeniem był styl cut crease i taki widzicie wyżej. Złoto z brązem i jaskółki, do tego szminka w kolorze nude. Podkreśliłam także mocniej kontury twarzy i rozświetliłam policzki. W efekcie nie ma odczucia tapety na twarzy, a całość jest elegancka i bardzo romantyczna. 
Użyłam:
- Missha BB cream
- Rimmel Stay Matt transparentny
- Live Love Blush róż
- Golden Rose szminka odcień nude
- Paletka MUR różowa
- Eyeliner Wibo
- Trio do konturowania od Wibo
- zestaw do brwi bezmarkowy, podejrzewam chińskie pochodzenie ;)

II. Makijaż wieczorowy



W tym zestawieniu podstawa pozostała bez zmian, jedynie oczy i usta postanowiłam zmienić. Podkreśliłam zagłębienie powieki popielatym cieniem od Mua, rozblendowując go mocno i optycznie unosząc kąciki oczu ku górze. Polecam ten zabieg dla tzw smutnych oczu- zawsze od kącika oka ciągnijcie ku górze cień. Jako ogniskową tego makijażu użyłam pięknego bordowego opalizującego cienia, który kupiłam tak dawno temu, że marka się starła. Ale nie oskarżę się o coś wyżej chińszczyzny, bo kiedyś nie miało się funduszy ;) Wnętrze oka musnęłam ciepłym złotem i odrobiną bieli.
Usta ożywiłam piękną fuksją, soczyście podkreślającą całość makijażu.
Użyłam:
- cień od Mua, popielaty mat
- bordo niewiadomego pochodzenia
- złoto z mojej paletki MUR różowa czekoladka
- biel MUR Acid Brights
- szminka fuksja od Live Love kolor Beloved

Jak same widzicie nie trzeba wcale wiele, by zmienić sobie wizerunek. Oczywiście jestem za stonowanymi kolorami i odrobiną gustu, ale nie można bać się kolorów. Przede wszystkim muszę walczyć ze stereotypem "tapety" i "tynku".
Moje drogie, możecie używać tylko podkładu zapychając sobie pory i mając wrażenie tłustej skóry, bądź brudząc sobie ubrania o mokre produkty.
Możecie też używać jedynie pudru, zapychając sobie pory, nie maskując nic, jedynie wysuszając skórę.
Można również stosować po prostu złe produkty, albo źle pielęgnować skórę. Jedynie od nas samych zależy czy zobaczymy w lustrze efekt tapety czy nie. :) Naturalne jest piękne, ale czemu trochę nie pooszukiwać? ;)

Mam nadzieję, że post się spodobał :)
Buziaki!

Szminki, czyli moje sukcesy i porażki zakupowe

Hejka!

W dzisiejszym poście pokażę Wam moją własną kolekcję szminek, którą sumiennie powiększam na złość oczywiście wszystkim wkoło mówiącym "na co ci kolejna szminka". Nie wiem jak Wy, ale ja czekam na kwiecień, by spokojnie napaść na Rossmanna i zmierzyć się z inną gamą kolorów niż posiadam :D

Ad rem- producenci szminek często i gęsto wiele nam obiecują, kusząc optymalnymi cenami za produkt i wychwalając ich jakość. Jednak nie zawsze obietnice się spełniają. Nie dam Wam wytycznych w jaki sposób uniknąć porażek zakupowych. Możecie jedynie ufać swojemu doświadczeniu i instynktowi. U mnie odpada marka Rimmel. Starczyła mi seria Scandaleyes żebym powiedziała DZIĘKUJĘ całej linii. Ale jak zobaczycie z tego zestawienia, nie tylko Rimmel usłyszał podziękowanie.

Zestawienie ułożyłam kolorystycznie, a nie od najgorszych do najlepszych. Zaczynamy od nude aż do ciemniejszych kolorów.

I. Golden Rose kolor 109

Recenzowałam go już w poprzednim poście, ale należy podkreślić, że od dwóch tygodni jest moim faworytem. Szminka delikatnie nawilża, ładnie wygląda, pasuje do każdego makijażu na wieczór i na dzień. Zawsze miałam ten problem z posiadaniem gamy kolorów, które nie robią ze mnie na siłę dorosłej kobiety. Znacie ten schemat jak już jesteście duże, macie pieniądze i teraz trzeba walnąć sobie krwistą czerwień, bo mama nie pozwalała ;) I ja poszukiwałam takiego koloru. Uważam, że ta seria szminek w ogóle jest cudowna. Polecam każdej Pani, naprawdę.

II.  MakeUp Revolution, Beloved


Zamówiłam tą szminkę skuszona jej niską ceną. Bagatela 5 zł. Jako, że lubię MUR i mam zaufanie do testowania ich produktów postanowiłam zaryzykować. Najwyżej mnie mąż z domu wyrzuci! Wybrałam kolor, który po swatchach wydawał mi się słodziutki, delikatny i dziewczęcy. Miałam kiedyś podobny i lubię róże.
Wszystko było ładnie i pięknie, wytestowałam na ręce, myślę sobie spoko kolor. Niestety okazało się, że mam wiele "ale".
- konsystencja sztyftu jest dziwna. Określiłabym ją mianem "szklistej"? Ciężko mi to nazwać. Nie jest miękka i aksamitna, nadająca ładny kolor. Jest twarda, śliska, mam wrażenie, że smaruję się tłuszczem o kolorze delikatnego różu.
- kolor nie jest intensywny, sam sztyft jest ślicznym odcieniem, a tu wychodzi mi taka Nivea Rapsberry (używałam, więc mam porównanie)
- po paru godzinach posiadania na ustach kolor się roluje przy wewnętrznych stronach warg, w miejscach, gdzie zwykle zjadamy szminki, zrobił mi się taki jaśniejszy pasek. Nieapetyczne. Wolę jak kolor stopniowo schodzi aż do zera niż jak robi mi jakieś dziwne cuda i wianki.
Reasumując- 5 zł...ok, spoko jak na chwilę różowawej pomadki na ustach. Nie dałabym więcej. Żałuję, że nie dorzuciłam kolejnych 5 zł na GR.

III. Live Love podseria MUR, matte pink past

Serdecznie przepraszam za zdjęcia, czasami są fatalne, szczególnie światło, ale nadstawiałam mordkę tak, by pokazać realny odcień. To jest...uwaga- POMARAŃCZ. Nazwa sugeruje róż, a to taki łososiowy pomarańcz. Konsystencję ma już lepszą niż MUR, faktycznie jak szminka. Daje całkiem ładny mat, ale mam wrażenie wysuszenia na ustach. 
Kolor dla mnie też jest taki dość ryzykowny. Może jak się opalę będzie ładniej wyglądać, póki co jest zbyt oranżadkowy. Szminka ładnie pracuje z ustami, wytrzymuje dość długo jak na produkt z przeceny za 10 zł :)

IV. Live Love Intense Beyond

Ten kolor po prostu kocham! Odważny, ale nie taki jak na "ulicę". Soczysty, wyrazisty. Szminka ma kremową konsystencje i ślicznie słodko pachnie. Ściera się tak jak lubię, stopniowo i nienachalnie. Nie zostaje na zębach podczas rozmowy. Nawilża wargi i nie powoduje w ostatnim etapie ścierania takiego efektu włażenia w strukturę ust. Ogromnie go polubiłam. Jak widzicie na razie mamy tą samą strefę cenową, a różnice są widoczne nawet na zdjęciach :)

V.  Wibo Million Dollars Lips, 02 i 03



Zestawiłam je w jednej pozycji, ponieważ pomiędzy nimi technicznie nie ma różnic. Szminki mają pacynkę jak błyszczyk, dość precyzyjną, więc można nadać ładny kształt. To jest matt bez dwóch zdań. Pierwsza warstwa nadaje kształt, druga kolor. Czuć jak usta się ściągają i stają się matowe. Niestety ma swoje minusy. Ciężko się zmywa, wręcz ściera. Ma się takie dziwne uczucie przez cały czas, że coś na tych ustach jest.
Kwestia zmywalności vs precyzja- jeśli nie umiecie robić konturu ust to sobie je odpuśćcie. Ta szminka nie pozwala na brak precyzji. Jak raz coś pójdzie źle to już nie ma szans na poprawkę.

VI. Live Love Intense Red Generation


Konsystencja szminki, zachowanie oraz piękny zapach dokładnie taki sam jak przy wersji powiedziałabym "jagodowej" tej szminki. Nic dodać nic ująć. Przy czym kolor czerwony, który starałam się byście mogli zobaczyć jest bardzo ładną czerwienią. Nie razi, jest taka ładna klasyczna odpowiednia na wieczór jak i na dzień.
Usta są nawilżone i ładnie wyglądają.

VII. Maybelline, Vivid Matte Liquid, 35 Rebel Red


Tutaj powinny być jakieś werble, albo Lacrimosa puszczona w tle. Kupiłam ten błyszczyk (?)/ szminkę na promocji w Rossmannie na zasadzie, nie wiem co, ale wezmę. Mąż mówi weź czerwoną, wiadomo mężczyźni lubią takie kolory. No i dobra, zapłaciłam i chcę nałożyć.
Ładnie się nakłada, kremowa i w ogóle, ale...dobra dobra, miała być matowa? Czekam aż zmatowieje. Mija parę minut i nic. Macam usta, lepka. Czekam. Patrzę w lustro, uśmiech numer pięć i co widzę? Szminka na zębach. Szminka na palcach. Na nosie, na brodzie...jezu, kiedy?!
To jest najgorsza szminka EVER! Jak mam ją nałożyć to mnie szlag jasny trafia i trzymam ją jedynie by każdemu udowodnić jaki fail zrobiła marka Maybelline. Może macie inne kolory i matowieją nie doprowadzając do pasji, ale mnie ten kolor doprowadził do szału.

PODSUMOWANIE

Jak widać korzystam z określonego pułapu cenowego, sięgając po to, co aktualnie potrzebuję. Szminki są w zasięgu każdego z Was, także możecie również sprawdzić czy miałam rację.
Osobiście zacznę iść bardziej w kierunku kolorów Nude, gdyż uważam, że po prostu podkreślają moją urodę, a nie postarzają na siłę :) Pamiętajcie, że nie każdy kolor wam służy. Niestety ja jestem przeciwnikiem szminek satynowych i perłowych, nie znoszę ich i kojarzą mi się z babciami :)
Napiszcie mi proszę jakie Wy używacie pomadki, jakie zachwalacie i polecacie! Będę zobowiązana i myślę, że wiele z Was także, patrząc na zbliżające się promocje :D !

Mistrzowie Urody

Zostałam zgłoszona przez koleżankę i jest to dla mnie ogromne wyróżnienie. Jestem jedną z wielu blogerek urodowych, jakie przewijają się przez internet. Nigdy nie uważałam swojego bloga za szczyt marzeń i stale pracuję nad jego treścią. Wiecie doskonale, że tworzę go jedynie z mojego zamiłowania do kosmetyków, testowania oraz dlatego, że lubię się dzielić swoimi spostrzeżeniami. Uwielbiam Wam doradzać, wskazywać produkty i pokazywać, że można taniej.
Jak wielokrotnie wspominałam wszelkie produkty kupuję z własnej pensji. Starałam się oczywiście o produkty do testowania od różnych producentów, ale jak można się domyślać- jestem za maluczka żeby dali mi coś poza 5mg testera albo saszetki z próbką kremu. Dlatego już dawno machnęłam na to ręką. Kupuję to, co potrzebuję, to, co uznam, że może się Wam przydać i testuję :)
Ogromnie liczę na Wasze głosy i na szansę jaką możecie mi dać w tym konkursie. Konkurencję mam wyśmienitą- modowe blogerki, fotografki, wizażystki i fotografki. Tylko ja taka niepozorna :D
Pokażcie, że nie trzeba wymiatać sesji zdjęciowych w profesjonalnym studiu, że nie trzeba być urodowo mistrzem, że normalny nie znaczy gorszy :) To w Was moja siła! 

Głosujcie na mnie :
wystarczy wysłać SMS o treści UBU.8 na numer 72355
koszt 2,46 zł z VAT.


Buziaki kochane!

Ogólny misz-masz!

Dobry Bobry dziewczyny :)

Jak tylko załapałam się na dzień wolny od pracy to i tak musiałam spędzić go aktywnie. Oczywiście między innymi biegając po sklepach ;) Dla zaciekawionych do TK Maxx zwieźli dość sporo kosmetyków marki NARS i tym podobnych, można wyrwać paletki rozświetlaczy od Too Faced za jakieś 80 zł, ale jedynie w Galerii Malta Poznań, bo w Avenidzie to śmietnik istny jest.

Dobra, ale do rzeczy. Ogółem mam parę nowości, które pragnę Wam przekazać, opowiedzieć itd.
Parę miesięcy temu pozwoliłam sobie zareklamować stronę Paatal.pl, która aktualnie przeżywała lekką jesień i powoli zmieniając miejsce przebywania, znowu zaczyna wracać do życia. Ufam, że dość szybko, bo zaczynam ją zdradzać. A z kim?


No nie mogłam się nie zakochać! Wiem, że dużo z Was kupuje na Mintishop albo e- zebra, ale Cocolita ma dla mnie to, czego szukam. Poczucie, że nie grzebię w śmietniku kupując tak marne rzeczy i ciesząc się z okazji za 2 zł. Błagam. Nawet ja, chodząca biedota w sukience, nie mam ochoty wybierać między cieniami dobrymi za 19 zł a do NICZEGO za 2 zł.
I to mi właśnie oferuje Cocolita. Totalny komfort zakupów. Nie mówię, że mają wszystko great, ale trzymają poziom w doborze produktów i nie wciskają byle czego, aby wcisnąć. Oczywiście dorwiecie wiele promocji, ale kochane- sama strona ma takie ceny, że Rossmann może się iść..w krzaki.
Dobra, plusy Cocolity- dają bonusy do zamówienia, dają 5% za opinię, niestety nie połączy się dwóch w jedno nawet, a szkoda, bo złotówka obniżki albo dwa złote naprawdę nie jest odczuwalna.
Minus- brak płatności PayU i przez to wysyłka jest dzień później. To oznacza, że zamówisz w niedzielę, zainkasują w poniedziałek, we wtorek skompletują i wyślą, albo w środę wyślą i albo masz w piątek albo w poniedziałek następnego tygodnia. Droga Cocolito...czas przyspieszyć ten proces ;)

Czas na wymienienie ostatnich moich zdrad. Zacznę od produktów na plus.

Golden Rose Vision Lipstick
kolor 109
Mój pierwszy od bardzo dawna zakup marki Golden Rose. Dotąd bowiem kojarzył mi się z Lemaxem, niszową firmą robiącą buble i sprzedająca je na rynku na straganie. Takie były jej początki, nie oszukujmy się. Ale cóż, miałam pewien niesmak i brak odwagi, by sięgać po to.

Wybrałam kolor nudziakowy, w miarę naturalny i przyjemny, pasujący do każdej stylizacji.


Szminka jest lekko satynowa, trwała i połyskująca. Co mi się w niej podoba to kremowa konsystencja i fakt, że po namalowaniu nie muszę zmywać szminki z zębów oraz innych części twarzy. Mamy niestety takie odruchy, że dotykamy ust, policzka, nosa, w prostej codziennej gestykulacji, a potem szminka pojawia się na nosie O.O Ta szminka tego nie robi. Mój faworyt.
Cena: uwaga, na Cocolita za niecałe 10 zł!!


Ardell sztuczne rzęsy Demi Wispes
Parę lat temu chciałam użyć sztucznych rzęs. Kupiłam w chińskim sklepie z chińskim klejem, a gdy nie mogłam otworzyć tubki to rzuciłam nimi w kąt. Postanowiłam jednak podejść do tematu profesjonalnie, teraz kiedy mam tego bloga, trochę doświadczenia i zaczynam się nudzić. Dlatego poświęciłam trochę czasu na szybkie sprawdzenie opinii o rzęsach dla początkujących, jaki klej itd. Trafiło, że Cocolita ma bardzo dobrą cenę dla takich rodzynków jak ja. Za 30 złotych dostajemy dwie pary klasycznych kocich rzęs Demi 120, klej Duo i dziwne narzędzie mające być pencetą bez ostrych krawędzi.
Niestety kochane...bez obejrzenia tutoriali, poświęcenia trochę czasu i praktyki będziecie mieć problem z rzęsami. Jednak sam produkt jest bardzo fajny. Rzęski są bardzo ładne, miękkie, leciutkie i cudownie ukształtowane. Gwarantuję Wam spojrzenie jakiego mężczyzna nie zignoruje.
U mnie to wyszło tak:
Różnica jest na tyle ogromna, że bez nich teraz czuję się kompletnie jak bez rzęs xD
Cena: na Cocolita 29,90 zł za zestaw, klej koło 20 zł, pary rzęs od 15 zł.

Kochane teraz czas na najgorsze produkty z jakimi miałam do czynienia.

MUR Mermaids Forever

Nie oczekiwałam od tej palety cudów. Na szczęście nie należy do mnie i nie muszę się z nią męczyć na co dzień. Oczekiwałam jedynie pigmentacji. Pal licho osypywanie się, rolowanie, ale na te 5 minut mieć cień na powiece! Próbując na palcach miałam nawet pozytywne myśli, zresztą patrzyłam po swatchach na internecie i kurcze...dziewczyny ja nie wiem co wyście miały na powiekach, ale na pewno nie te cienie.
Zero pigmentacji, próbowałam zielenie, fiolety, niebieskie i burgundy. Wszystkie się osypują, nie zostawiają praktycznie nic koloru, a to, co ewentualnie widać na powiece to są mega plamy bez ładu i składu. Blendowanie czystym pędzlem nic nie dało. Mój Quatro od Wibo daje się zblendować a paleta za 40 zł nie? Ale co się dziwić jak 20 cieni/40 zł= 2 zł za cień. Ewidentny poziom firmy Lemax albo Lambre.
Naprawdę próbowałam coś stworzyć, ale poddałam się i oddałam cienie właścicielce. Jedynie nakładając na mokro można coś osiągnąć tymi cieniami, ale nie mam siły wymuszać na paletce czegoś co nie daje.
Moja Acid Brights za 19 zł (12 kolorów) bez techniki na mokro daje ładne cienie. Nie, sorry, to po prostu kompletna klapa miesiąca! KLAPA. Nie polecam.
Cena: Cocolita 39, 90 zł

NAJWAŻNIEJSZE

Mój blog został w tym roku zgłoszony do prestiżowego konkursu lokalnego, którego patronatem jest Głos Wielkopolski:

MISTRZOWIE URODY

kat. blogerka urodowa



Aby zagłosować na mnie wystarczy wysłać SMS o treści UBU.8 na numer 72355
koszt 2,46 zł z VAT.

Jest to dla mnie bardzo ważna nominacja i otwiera wiele możliwości. Pamiętajcie, że cały blog właściwie opiera się na tym, co kupuję, niczego nie dostaję, nie mam sponsorów ani umów na promowanie żadnego portalu kosmetycznego. Robię to jedynie dla Was moich znajomych dalszych i bliższych, dla zupełnie obcych, dla młodych i starych. Służę radą i pomocą. Dlatego jeśli kiedykolwiek mój blog Ci pomógł, doradził, rozśmieszył albo zaciekawił to wyślijcie na mnie tego SMSa :) Liczę, że pomożecie mi się rozwinąć. Buziaki!

Podkłady- moje opinie

Cześć dziewczyny!

W dzisiejszym poście chciałabym Wam opowiedzieć co nieco o podkładach. Często do mnie piszecie z zapytaniem jakie powinnyście kupować, kierując się pewnymi zachowaniami Waszej cery. Ten wpis pozwoli Wam na poszerzenie w pewnym stopniu tej wiedzy.

Oprę się jedynie na swoich własnych podkładach, które używałam i używam naprzemiennie.

Jak widzicie moja rozpiętość w kolorach jest dość cykliczna-> zaczęłam wiosną, lato, jesień i zima :)

No to lecimy!

Astor skin match protect
Porcelain
Producent obiecuje nam trwały, nawilżający podkład z filtrem UV, który jednocześnie ładnie scali się ze skórą i nie powoduje efektu maski.
Moja opinia: jest to pierwszy mój produkt z półki wyższej niż Wibo albo Miss Sporty. Wierzcie bądź nie, ale póki go nie kupiłam moje pojęcie makijażu rozbijało się o korektor i puder prasowany. Także specjalnie przed zakupem obejrzałam odpowiednio dużo swatchy oraz filmików na YT.
Podkład Astora ma bardzo lekką, ale zwartą konsystencję. Rozprowadza się bardzo fajnie zarówno pędzlem, gąbką jak i palcami. Nie pozostawia smug. 
Zgodnie z obietnicami producenta idealnie stapia się z moją cerą, nawilża ją i co ważniejsze- nie zapycha. Jeśli chodzi o moje pierwsze podejście z podkładami trafiłam w 10! Astor stworzył naprawdę mega dobry produkt, który wszystkim mogę polecić.
Cena odpowiednio Rossmann około 60 zł, cocolita.pl -> 30 zł.

Astor Mattitude Antishine Control
color 102 Golden Beige

Producent niemal to samo obiecuje, co w przypadku Skin Match protect, ale z naciskiem na zmatowienie skóry i schowanie wszelkich niedoskonałości.
Moja opinia: różnice między powyższym a tym podkładem rozpoczynają się już od samej konsystencji. Skin Match jest lekki, a Mattitude ciężki. Należy go nakładać dość szybko i sprawnie inaczej zastyga. Skin Match nie jest w pełni kryjący. On ma jedynie służyć za lekką, ładną korektę koloru twarzy, wyrównując, ale nie tworząc maski.
Mattitude też nie mogę powiedzieć, że maskę tworzy. Jest specyficzny i na pewno laik nakładając go zrobi sobie plamy na twarzy. Dlatego albo nakładajcie mokrym BB albo naprawdę sprawnie i szybko. W efekcie podkład da Wam naprawdę ładne krycie i zadowolenie na cały dzień.
Rossmann 35 zł, na ezebra- 18 zł.

AA Makeup No.1
podkład wypełniający zmarszczki
Tego podkładu w tej właśnie wersji raczej nie znajdziecie już na rynku. Jakieś pół roku temu AA wprowadziło nowy wizerunek swoich podkładów i podzieliło je na dwie wersje: Filler oraz Sattin.
Warto jednak przeczytać o tym kosmetyku, aby mieć w ogóle pojęcie jak różne są produkty.
Producent obiecuje wygładzenie mniejszych zmarszczek i nawilżenie na cały dzień.
Moja opinia: bardzo mało wydajny kosmetyk. Podkład lejący się, wodnisty, ale kurcze fajnie się rozprowadza. Kolor odstaje od mojej bladej mordki, ale z podziwem patrzyłam jak jednak się z nią w jakiś sposób scala i nie wyglądam jak w masce. Moje zmarszczki na razie są tak drobne, że nie zwracam właściwie na nie uwagi. Inna sprawa jest też taka, że nie wpycha mi się ten podkład wyłuszczając je mocniej jak to mogą czynić inne produkty. Spełnia zatem swoją rolę. Nie obciąża, nie denerwuje, ładnie zastyga, ale nie jak skorupa. Po prostu jak krem koloryzujący. Niestety jest mniej trwały i te 8h jest takim maximum.
Cena: nowe formuły od 20 zł w górę, do 30 zł max.

Revlon ColorStay
Ivory sucha i normalna cera

Revlon jest niemal godny osobnego tematu. Polski producent ma tak rozwiniętą gamę kolorystyczną plus docelową, że naprawdę ciężko jest po prostu wejść i kupić odpowiedni produkt. W przypadku innych producentów możemy tak zrobić. Dlatego najpierw Was uświadomię.
Revlon ColorStay ma dwie linie: do cery suchej i normalnej oraz do tłustej i mieszanej.
Podkłady do cery suchej i normalnej są rzadsze, bardziej nawilżają i mają mniejsze krycie, bo chodzi o to, aby jednak nawilżyć podkładem, a nie koniecznie coś zakamuflować.
Podkłady do cery tłustej i mieszanej są gęste i tworzą efekt maski. Kamuflują bardzo dobrze i zakrywają wszystko. Dodatkowo nieco pochłaniają sebum, więc skóra się nie świeci.
Macie wersje w butelkach i nowe z pompką.
Moja opinia: wybrałam kolor Ivory biorąc pod uwagę, że jestem bladziochem, a u mnie w Rossmannie nie ma stanowiska Revlonu, co uważam za cios prosto w serce! Podkład ma swoje plusy i minusy. Nie zgrywa się z każdą bazą albo kremem. Może się warzyć. Zostawia ślady na włosach przy skroniach. Jednak nawilża i jednocześnie mocno kryje. Krycie= zapychanie. Co prawda czas już na wiosenne oczyszczanie dogłębnie twarzy, ale jednak...no jednak! Trzeba gruntowanie i dokładnie ściągać ten podkład z twarzy,bo naprawdę nawet tonik jeszcze ściągał. Także ma plusy i minusy. Ale nie żałuję wydanych na niego pieniędzy. Gorzej, że zaczyna się wiosna i muszę wrócić do lekkich formuł ;)
Cena: Rossmann około 70 zł, cocolita 30 zł

Missha BB cream signature complexion
coordinating
Koreańska marka, która słynie z naturalnych produktów, bardzo dobrych opinii i w miarę wysokich cen. Obiecują nam nawilżenie, oczyszczenie i wygładzenie.
Moja opinia: konsystencja zwarta, ale gładko się rozprowadza. Kolor jaki mam lekko wpada w zgaszoną zieleń, ale po rozprowadzeniu ujednolica się i wyglądam jak człowiek a nie Shrek. Nawilża. To mogę powiedzieć. Wyrównuje i wygładza. Nie obciąża. Dostałam go w prezencie od mojej Pani Kierownik (Pozdrawiamy Wiolettę :D ) Szczerze powiem, że jest to bardzo trafiony podarunek i głęboko zastanawiam się nad poszerzeniem produktów tej marki, pozbywając się Ziajek i innych.
Cena: w sklepach Missha około 100 i wyżej, w internetach można zgarnąć nawet za połowę taniej.

Jak same widzicie trochę tych podkładów posiadam. Ulubieniec numer 1 właściwie powinien trafić już do śmieci, bo zostało na dnie trochę tego dobra. 
Wybór podkładu jest o tyle ciężki, że te dobre kosztują niestety troszkę pieniędzy. Wstyd za to iść do sklepu, poprosić o próbkę, bo często ich nie ma, albo nie zrobimy sobie podkładem próbnego makijażu. Możemy zrobić linię na żuchwie, ale nie da to nam gwarancji, że pokryje nasze góry i doły.
Starajcie się po prostu czytać ze zrozumieniem etykiety producentów, szukać swatchy, ocen i filmików produktowych. 
Osobiście chciałabym kiedyś dla Was zrobić taki szeroki swatch z jakąś dobrą polską marką kosmetyczną z możliwością wygrania jakiegoś zestawu. Może uda mi się jakąś namówić do współpracy. Piszcie z jaką byście chcieli! :)

Na koniec drobne uwagi:
- pamiętajcie, że każdy Wam może doradzać i wskazywać kierunki odnośnie wyglądu czy makijażu, ale nie zapomijacie, że liczy się przede wszystkim to, co wy sądzicie. Możecie skorzystać, nie musicie. Nie uczyni z Was to mega profesjonalistami, ani nie zrobi ignorantami. Mnie doradzono wygolić 1/3 brwi i zrobić przysłowiowy palec brwiowy zamiast łuku, który tak kocham unosić w robocie. Nie skaczcie zawsze jak wam każą.
- jeśli macie jakieś pytania, problemy i zagadnienia jakie mam poruszyć to piszcie w komentarzach, na priv, na maila. Naprawdę Wam doradzę :) czy dobrze czy źle nie wiem, ale spróbuję :)
- chcecie bym była perfekcyjna? Nie będę. jestem taka jak Wy. Mam niedoskonałości, makijażu wiecznie się uczę, ale i tak w pewnych momentach mam ochotę to rzucić. Nikt nie jest perfekcyjny, nie musi być. Kto chce ode mnie przyjmować rady ten przyjmuje, kto nie chce i uważa, że mu nie pomagam bo wizerunkowo G wiem to u góry jest krzyżyk zamknięcia strony :) Nie zmuszam nikogo do czytania, tak samo nie chcę być zmuszana do niepisania, bo ktoś uważa, że nie powinnam. :)

Mała gwiazdeczka na koniec.
Pełna metamorfoza.

Buziaki i do zobaczenia!
Obsługiwane przez usługę Blogger.