Wróg każdej kobiety- Cellulit

Jak powstał? Kto go wymyślił? Dlaczego właśnie ja?
Oto pytania jakie przychodzą na myśl po usłyszeniu słowa cellulit, bądź zobaczeniu tego "cudu" na własnej skórze.

Etymologia


 Cellulit- nieprawidłowe rozmieszczenie tkanki tłuszczowej, występujące razem z obrzękowo-włóknistymi zmianami tkanki podskórnej. Pojawia się po okresie dojrzewania, nasilają się w ciąży, menopauzie i w zaburzeniach hormonalnych[1]. Efektem jest nierówna i pofałdowana powierzchnia skóry ud, bioder, kolan, pośladków, ramion i sutków. Na skórze tych partii ciała mogą być widoczne guzki i zgrubienia, czasami mogą one powodować ból.
Zmiany występują przede wszystkim wśród kobiet i młodych dziewcząt i powodowane są prawdopodobnie przez nadmiar estrogenów w ich organizmie. Cellulit rzadko występuje u mężczyzn.
- cytat za Wikipedia.

Prostymi słowami

Skórka pomarańczowa to efekt złej diety, nieprawidłowego poziomu hormonów i związanych z tym zaburzeń. 
Zła dieta czyli pełna tłuszczy, soli i złych węglowodanów. Na taki nieskomplikowany sposób ujmując jest to zatrzymana woda w organizmie, która tworzy grudki i po dłuższym czasie twardnieje, zamienia się w tkankę tłuszczową i bardzo paskudną zmianę.
Hormony- tu walka jest przesympatyczna, zwykle kończy się na ich ustabilizowaniu np antykoncepcją.

Jak walczyć?


Jest parę opcji, które pozwolą szybciej pozbyć się tego wroga numer 1. Jednak są to rzeczy towarzyszące jedynie prawidłowej diecie i ćwiczeniom.
Dietą idealną do pozbycia się cellulitu jest dieta redukcyjna oparta o wysokobiałkowe produkty, które to wymuszają na naszym organizmie lepszą przemianę materii i pobudzają tkankę tłuszczową do redukcji.
Ćwiczenia typu interwały, a także aerobic- pływanie, taniec, zumba.
Poniżej dodatki, które można stosować przy okazji odchudzania.

1. Kawa

Nie zawsze nałóg jest wrogiem kobiety. Powiem Wam więcej, kawa nie jest szkodliwym nałogiem jeśli jest używana z głową. Jak to mówią- wszystko jest dla ludzi, ale my lubimy używki i uzależnienia. Jednak tutaj kawa nie tyle nam potrzebna do adrenaliny podczas ćwiczeń, o ile do bardzo fajnych maseczek.
Możecie użyć gotowych preparatów zawierających kawę, albo zaparzcie kawę świeżozmieloną albo mieloną i fusy wetrzyjcie w wadliwe miejsca. Owińcie się folią spożywczą, poczekajcie pół godziny i zmyjcie. 

2. Masaże

Do masaży można używać pasów masujących albo drewnianych , gumowych masażerów, rollerów. Niektórzy polecają również rękawice. Codzienne, rutynowe masowanie miejsc obarczonych pomarańczową klęską przyspiesza ich pozbycie się, a to wszystko przez ich rozbijanie na mniejsze.

3. Pasy termiczne.

Mowa tu o pasach neoprenowych. Warto zainwestować w odzież sportową neoprenową albo w pasy, w zależności gdzie występuje cellulit. Zwiększając temperaturę ciała przyspieszamy wszystkie procesy w ciele, tym samym rozbijając pomarańczową skórkę.

Podsumowanie


Te trzy techniki wypróbowałam na sobie, więc wiem, że działają. Jeśli znacie inne sposoby to koniecznie dajcie mi o tym znać. Napiszcie komentarz, zasubskrybujcie, dodajcie do znajomych, zostawcie lajka.
Pamiętajcie, że cokolwiek robicie warto o tym poczytać więcej z naukowego punktu widzenia.
Dieta redukcyjna- dla osób z problemami serca oraz różnymi chorobami, alergiami, proponuję udać się wpierw do lekarza na konsultację.

Wiosna z Make Me Bio

Hejka!

Po ponad półrocznej przerwie wracam do Was :)
Zdążyłam w tym czasie wzbogacić moją kosmetyczkę, a przy okazji nabyć nieco więcej doświadczenia. Wiem, że nie zawsze moje porady są trafione, jednak pragnę przypomnieć, że to blog subiektywny, a ja nie chwalę się kosmetycznym wykształceniem ani certyfikatami. Swoją wiedzę zdobywam od innych ludzi, wzbogacam poszukiwaniami i własnymi doświadczeniami. Dlatego oceniajcie moje posty jak posty koleżanki, która po prostu się interesuje, nie koniecznie jest wyrocznią :)

W tym poście porównam trzy produkty od 3 różnych producentów i z różnych stref cenowych. Wszystkie przetestowałam i są z tej samej kategorii- krem nawilżający.


BIELENDA NEURO GLIKOL + VIT.C NAWILŻAJĄCY KREM NA DZIEŃ

(zdj. Cocolita)
Cena od 20 zł do 35 zł, sklepy internetowe i stacjonarne.

Opis producenta: Krem skutecznie podnosi jakość i kondycję skóry. Dzięki zawartości KWASU GLIKOLOWEGO w stężeniu 0,5% i w 100% STABILNEJ WITAMINY Cgwarantuje podwójną, nowoczesną  eksfoliację, w wyniku czego skóra zostaje dogłębnie zrewitalizowana i odnowiona, zmarszczki wygładzone, a przebarwienia zredukowane. Zawarty w kremie NEUROPEPTYD ma na celu wywołanie podobnych procesów  w skórze, jak zabiegi medycyny estetycznej z użyciem toksyny botulinowej, która blokuje skurcze mięśni twarzy odpowiedzialne za powstawanie zmarszczek. Preparat skutecznie opóźnia procesy starzenia, zwęża pory, redukuje błyszczenie cery mieszanej, ujędrnia i optymalnie nawilża. Wyrównuje koloryt i rozświetla cerę, a wysoki filtr SPF 20 chroni odnowiony naskórek przed promieniowaniem UV.
Cytat ze strony producenta. Tam również znajdziecie dokładny opis działania i efekty jakie ma dawać używanie tego kremu.

Moja opinia: Kupiłam ten krem w okresie letnim, aby dodatkowo nawilżyć skórę twarzy i wzbogacić w witaminę C. Leniwie oczekiwałam również działania Witaminy C i w efekcie ładnej opalenizny. Oczywiście to drugie poszło w las, bo pogoda była jaka była. Krem jest lekki, ale ma konsystencję, którą łatwo idzie przedobrzyć, a w efekcie roluje się na twarzy. Ładnie pachnie. Na świeżo zmytą twarz po makijażu wersja nocna szczypie. Wersja na dzień nie utrzymuje makijażu, spływa on. Przy czym ja w okresie letnim używam świetnym BB creamów od Mishy albo podobnych lekkich, matowiąc pudrem ryżowym. Zatem ogólnie powinno wszystko być wchłonione, a nie jest.
Najgorszy mój krem ever. Przy czym cenę uważam za mocno zawyżoną. 35 zł w Rossmannie za jeden krem, a drugi na noc tyle samo? Przepraszam Was dziewczyny, ale nie polecam.


MAKE ME BIO ORANGE ENERGY NAWILŻAJĄCY KREM DLA CERY NORMALNEJ I WRAŻLIWEJ

(zdj. Cocolita)
Cena na stronach internetowych 52 zł.

Opis producenta: Cytrusowa bomba witaminowa to wystrzałowa mieszanka dla skóry normalnej. Nawilżenie, blask i energia gwarantowana.
Odkryj niezrównane właściwości wyjątkowych składników. Naturalnie z Make Me Bio.
Świetny opis co nie? Trzy zdania. Ale żeby nie było za krótko dodam Wam opis składu całkowitego kremu.

Skład:
Woda z kwiatu pomarańczy - działa tonizująco i rozjaśniająco. Pomaga walczyć z przebarwieniami i zmarszczkami, dodając skórze energii. Oczyszcza i działa przeciwzapalnie, zaś jej intensywny, pomarańczowy zapach pobudza zmysły, odpręża i orzeźwia skórę.
Olejek mandarynkowy - działa antyseptycznie i zmiękczająco. Łagodzi problemy skórne, zmniejszając zapalenia i pomagając w walce z trądzikiem. Odżywia skórę, nadając jej zdrowy wygląd, zaś cytrusowe nuty zapachowe pobudzają zmysły.
Wyciąg z rumianku - działa łagodząco i regenerująco. Wykazując silne właściwości przeciwzapalne wygładza skórę i zapobiega powstawaniu niedoskonałości. Oczyszcza, ujędrnia, zmiękcza skórę, a przy tym pomaga wyrównywać jej koloryt.
Olejek ze słodkich migdałów - działa nawilżająco i ujędrniająco. Dzięki bogactwu witamin i składników mineralnych skutecznie regeneruje, chroni przed utratą wody z komórek i opóźnia procesy starzenia się skóry. Dodatkowo jego przyjemny, orzechowy zapach koi zmysły.
Olejek jojoba - działa normalizująco i doskonale pielęgnuje. Struktura olejku zbliżona jest do sebum wydzielanego przez skórę, dzięki czemu wytwarza on naturalną barierę ochronną na powierzchni skóry, zapewniając odpowiedni poziom nawilżenia i blask. Dzięki olejkowi skóra jest miękka i jędrna.
Masło shea - działa ochronnie i regenerująco. Dzięki wysokiej zawartości witaminy A i E opóźnia procesy starzenia się skóry i chroni przed wolnymi rodnikami. Dodatkowo zabezpiecza skórę przed negatywnym działaniem czynników zewnętrznych, takich jak wiatr, słońce czy woda.
Moja opinia: Skusiła mnie próbka tego kremu z Cocolity. Jak wiecie jestem mega oszczędna, czasami żal mi wydać pieniądze na jakiś produkt, martwiąc się czy moje kaprysy są na tyle ważne, aby tyle kosztować. I tu pojawiła się marka Make Me Bio. Cudownie pomarańczowy krem, który tak soczyście pachnie, że mogłabym go zjeść! Krem po nałożeniu pięknie się wchłania, nie roluje, idealnie zgrywa z podkładem pod makijaż jako baza. Z cera nic się nie dzieje. Buzia jest gładka, miękka i przyjemnie odprężona! IDEAŁ. Mega polecam tą markę! Sama pokuszę się o inne ich produkty.

Lierac, Hydragenist, Crème Hydratante Oxygénante Repulpante (Nawilżający krem dotleniający)


(zdj. KWC)
Cena od 100 zł do 110 zł.

Opis producenta: Lierac, prekursor kosmetyków hybrydowych, stworzył unikalne połączenie tego co najlepsze w nauce i naturze, opracowując kompleks HYDRA O₂ (biomimetyczny tlen, kwas hialuronowy, liście Ambiaty, koncentrat witamin i minerałów), odtwarzający korzyści zabiegu infuzji tlenowej. Skoncentrowany kompleks HYDRA O₂ 7% otula skórę, skutecznie ją nawilżając i przynosząc suchej skórze uczucie głębokiego komfortu.
Zawiera: NMF 5%, pigmenty "soft focus" 1% oraz masło morelowe 1%, uzyskane z oleju z pestek moreli, które koi, nawilża i odżywia skórę.
Skóra jest intensywnie nawilżona i wypełniona, a zmarszczki i drobne linie wygładzone. Cera odzyskuje świeżość i blask. Świeża i dobrze wchłaniająca się konsystencja, o subtelnym różanym zapachu, z delikatnymi nutami białych kwiatów. Testowany pod kontrolą dermatologiczną. Nie zatyka porów. Bez parabenów. Idealny dla skóry suchej i bardzo suchej.

Moja opinia: Krem dostałam w prezencie na urodziny. Oczywiście się ucieszyłam, bo Lierac ma swoją publikę i fanów. Ja mam mieszane uczucia, głównie ze względu na to, że to prezent. Jednak jeśli chodzi o moją skórę to...kiepski. Roluje się. To raz. Dwa, zapach ma bardzo jak Nivea. Konsystencja lekka i przyjemna, ale szczypie na noc. Po paru dniach używania pojawiły mi się pryszcze na skroniach i nosie. Zatyka pory wbrew własnemu opisowi. Czy sama bym go kupiła? Raczej nie, wpierw bym przetestowała z próbką. Po to one są. Drogie kremy trzeba wybierać rozsądnie. Nie zawsze cena= jakość.

Podsumowując :)
Polecam Wam sprawdzić Make Me Bio-> LINK
Cena adekwatna do jakości, chociaż wg mnie jak na produkt nasz krajowy jest cudowny! Pamiętajcie, że nie zawsze to jaką cenę ma produkt świadczy o jego byciu organicznym bądź dobrym działaniu. Próbujcie wychodzić poza te produkty :) I nie sięgajcie po tandetę.

Pozdrawiam Was ciepło!

Letni look z salonem Prestige

Hejka dziewczyny!

Ten post miał powstać już jakieś półtora tygodnia temu, ale jestem leniwa jak sam diabeł. Za Chiny nie chciało mi się zgrywać zdjęć i pisać posta. Jednak widzę, że mój blog wzbudza zainteresowanie nawet jak milczę, stąd uznałam, iż mój leń powinien pójść do kąta.

Dwa tygodnie temu miałam przyjemność udać się do salonu fryzjerskiego, który Wam jak najbardziej polecam- Prestige Mogileńska 6 Poznań

Zacznę od tego, że nie byłam u fryzjera przynajmniej rok czasu. Ścięłam się po swoim ślubie, a potem jedynie ratowałam moje włosy- czego przebieg mogłyście obserwować. Zawsze marzyła mi się fryzjerka, która doskonali się, uczy, której mogę zaufać. Nie żebym mojej nie ufała, ale kurczę...przyznam Wam się, że nauka fryzjerstwa nie kończy się na technikum i samouctwie. Trzeba zdobywać umiejętności, śledzić trendy- a osiedla nie sprzyjają trendom tylko staromodnym tapirom dla starszych pań.

W końcu wybrałam Prestige- oni jak i ja brali udział w konkursie Głosu Wielkopolskiego, a szefowa zajęła 3 miejsce. Mnie zaś pod swoje skrzydła wzięła Martyna :) Normalnie świetna babeczka! Salon ładny, czysty, zadbany, atmosfera fajna- dbają o klientki, proponując kawę i herbatę.
Poprosiłam o świeżą odmianę rudego, z poblaskiem jakby słońce rozjasniało oraz ścięcie, które już miałam rok temu, a które się sprawdziło.

Poniżej macie efekty:
Przed

PO (mała sesja zdjęciowa z użyciem również sztucznych rzęs zakupionych na aliexpress)

 Poniżej kolor jaki jest faktycznie, powyżej zaraz po wyjściu od fryzjera.

 W zależności jak pada światło tak wychodzi mój rudy :) Ścięcie musicie przyznać, że fajne! Pomijam kwestię tego jakie zajebiste są te rzęsy! Aż żałuję, że nie mam czasu rano ich zakładać do pracy :D

A Wy co sądzicie o moim nowym wizerunku? Czy po takim poleceniu zapisałybyście się do tego salonu? A może same korzystacie z usług jakichś fenomenalnych fryzjerów i chciałybyście ich polecić? Korzystajcie do woli, może ktoś akurat szuka i dzięki Wam znajdzie :)

Pozdrawiam serdecznie Panią Martynkę i załogę Prestige Mogileńska! Na koniec krótki filmik!

Rzęsy jak efekt motyla

Dobry dziewczyny :P

Tknęło mnie dzisiaj do napisania posta, jakiego już dawno powinnam była napisać- i argumenty były i pomysł był. Jednak jak już tłumaczyłam się w ostatnim poście, pozwoliłam sobie na lenistwo. Ale ad rem.

Jakoś na początku maja/pod koniec kwietnia, kiedy był tydzień promocji w Rossmannie, ogłosiłam miesiąc z jednym produktem:


LONG4LASHES
pielęgnacyjny tusz do rzęs

Zapewnienia producenta:
Innowacyjna Enhancing Mascara została stworzona, aby pielęgnować, wzmacniać i wspomagać wzrost rzęs. Dzięki unikalnemu zestawowi składników aktywnych niezwykle podkreśla rzęsy – zdecydowanie je wydłuża i podkręca. Jednocześnie nadaje im objętość i widocznie unosi, podkreślając spojrzenie i optycznie otwierając oko. W rezultacie pozwala stworzyć efektowny makijaż. Formuła zawiera biotynę, która wzmacnia rzęsy i stymuluje ich wzrost oraz kwas hialuronowy, nadający połysk i zdrowy wygląd. Woski roślinne i wosk pszczeli odpowiadają za kondycję rzęs – ich miękkość i elastyczność. Wyprofilowana szczoteczka pokrywa rzęsy optymalną warstwą produktu, aby uzyskać natychmiastowy efekt spektakularnego podkręcenia. Formuła przetestowana dermatologicznie i oftalmologicznie pod nadzorem lekarza dermatologa-alergologa oraz lekarza okulisty. (strona internetowa Long4lashes.pl)

Ok. Świetnie.
Inaczej mówiąc miało mnie olśnić, rozkochać w sobie i sprawić, że uznam każdy dzień bez tego tuszu za stracony.
Zacznijmy od początku.
Szczoteczka tego tuszu z jednej strony ma krótsze włoski z drugiej dłuższe. Wykonana jest z sylikonu. Krótsze włoski precyzyjnie czeszą dolne włoski i te trudniej dostępne kąciki oka, dłuższe rozczesują na całą długość. Ma to swoje plusy i minusy, ponieważ giętkość szczoteczki sprawia, że jak jakaś rzęsa mi przyhaczy i zatrzyma ostro tusz to potem odskakuje i uderza mi w oko. Same wiecie, że to kurcze boli! Oko łzawi i i trzeba poprawiać korektor pod oczami.
Inna sprawa, że tusz ze szczoteczki zostaje nie tylko na rzęsach ale również na górnej powiece. Powoli zasycha i łapie się skóry przy czesaniu od nasady.
Plusem na pewno jest to, że nie powoduje alergii, nie ma dziwnych oparów, zapachów.

Przejdźmy dalej-> sama jakość tuszu. Tusz nie jest wodoodporny i starczy wacik z wodą i schodzi. To oznacza, że starczy się popłakać, mieć skłonność do łzawienia z oczu, albo trafić na inny kontakt z cieczą, aby patrzeć jak makijaż nam spływa po policzkach.
Jakościowo tusz nie zachwyca. Ok, ma ładny kolor, czesze cudownie ale ani nie wydłuża, ani nie pogrubia- szału nima. Dodatkowo mamy przecież wiele obietnic!

To teraz te obietnice:
1. Dzięki unikalnemu zestawowi składników aktywnych niezwykle podkreśla rzęsy – zdecydowanie je wydłuża i podkręca. 
Nie zauważyłam niesamowitego podkreślenia moich rzęs, wyglądają normalnie, ani nie wydłuża ani nie podkręca. Mają taki sam wygląd tylko zabarwiony na czarno.

2. Jednocześnie nadaje im objętość i widocznie unosi, podkreślając spojrzenie i optycznie otwierając oko.
Nie nadaje objętości, jedynie rozczesuje, co może dać takie wrażenie. Nie otwiera oka. Kawa to robi. Albo tusz Bourjois.

3. Formuła zawiera biotynę, która wzmacnia rzęsy i stymuluje ich wzrost oraz kwas hialuronowy, nadający połysk i zdrowy wygląd. Woski roślinne i wosk pszczeli odpowiadają za kondycję rzęs – ich miękkość i elastyczność. 

Tutaj zatrzymam się na dłużej. Miesiąc czasu używałam tego tuszu, dzień w dzień idąc do pracy miałam go na sobie, zmywałam pod wieczór. Zrobiłam zdjęcie rzęs przed i rzęs po. Nie ma różnicy. Nie urosły, nie zgęstniały, nie są połyskujące jak róg jednorożca, chore nigdy nie były więc na zdrowy wygląd nie odpowiem. Moje rzęsy są normalne, takie jak były. Zdjęć nie pokażę, nie warto, bo nie ma co oglądać. Serio.

A teraz mała niespodzianka:

W tym samym czasie co rzęsy poświęcałam dla sprawy, tak nacierałam brwi olejkiem rycynowym. Urosły jak głupie. Nawet nie zauważyłam kiedy. Umiejętne rozprowadzanie (tam gdzie chciałam mieć brwi, a nie na całe czoło) sprawiło, że mam silne, gęste brwi plus uzupełniłam puste wcześniej miejsca i nie muszę dorysowywać sobie brwi.

Cena olejku- 8 zł
Cena tuszu- 34 zł
Efekt- brak efektu.

Same zdecydujcie kogo kieszeń napchacie własnymi pieniędzmi i sięgajcie po naturalne produkty. Są najlepsze.

A czy wy stosowałyście jakieś produkty L4L? Albo olejek rycynowy? Pochwalcie się wynikami i opiniami :)

Szampon Orientana i maska TREATMENT WAX

Hejka :)

Dawno już nic nie publikowałam, głównie ze względu na zmianę miejsca pracy, wdrażanie się, a także ze względu na ogólną przypadłość nazywaną lenistwem.

Jednak czas przerwać tą stagnację i w dniu dzisiejszym wracam do Was z nowościami.

I. Orientana Ajurwedyjski szampon do włosów

Jaśmin i migdałecznik

Producent tego szamponu obiecuje nam wiele:
Naturalny szampon do włosów na bazie roślin indyjskich stworzony według formuły ajurwedyjskiej. Nie zawiera SLS/ SLES, silikonów, parabenów, ani innych szkodliwych substancji chemicznych. Nie plącze włosów, nawilża je i odżywia.
Do włosów cieńkich i delikatnych
DZIAŁANIE AKTYWNYCH SKŁADNIKÓW:
Amla- zapobiega wypadaniu
Reetha- naturalnie oczyszcza
Shikakai- zmiękcza i wygładza
Lodhra- chroni skórę głowy
Jaśmin - nadaje połysk
Migdałecznik - wzmacnia i odżywia
SKŁAD:
Pełny skład: Aqua, Lauryl Glucoside, Palm Kernel/Coco Glucoside, Cocamidopropyl Betanine, Sodium Cocoyl Glutamate, Glycerin, Jasminum Officinale Extract, Emblica Officinalis Fruit Powder,  Sapindus Mukurossi Fruit Powder,  Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glyceryl Oleate, Camellia Sinensis Leaf Extract, Sodium PCA, Rosa Damascena Flower Water, Hydrolyzed Wheat Protein, Terminalia Bellerica Fruit Extract, Oryza Sativa Bran Oil, Acacia Concinna Fruit Powder, Symplocos Racemosa Bark Extract, Zinc PCA, Polyquaternium 10, Panthenol, Decyl Glucoside, Camellia Sinensis Seed Oil, Hydrolyzed Sweet Almond Protein, Xanthan Gum, Jasminum Sambac Flower Extract,  Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.
Amla (Emblica Officinalis) - tradycyjnie stosowana w Indiach do pielęgnacji i wzmacnienia włosów. Wzmacnia cebulki włosów i zapobiega wypadaniu i rozdwajaniu się końcówek. Pielęgnuje skórę głowy, działając przeciwzapalnie i przeciwłupieżowo. Daje włosom gęstość i blask.

Reetha (Sapindus Mukurossi) - naturalna substancja czyszcząca i nabłyszczajaca

Shikakai - (Acacia Concinna) - oczyszcza włosy bez naruszania ochrony lipidowej i uszkodzeń. Wzmacnia cebulki włosa i pobudza wzrost. Zwiększa połysk, zmiękcza, wygładza włosy.

Lodhra (Symplocos Racemosa) - działa ściągająco i ochronnie na skórę głowy
SPOSÓB UŻYCIA:
Rrozprowadź szampon równomiernie na włosy, delikatnie je masując. Spłucz. 
Za www.orientana.pl
MOJA OCENA:
Szampon ma bardzo przyjemny zapach, lekko cytrusowy i kwiatowy. Nie jest wydajny, trzeba go dość dużo nałożyć i odpowiednio na całą głowę rozprowadzić, ponieważ słabo się pieni. Po spłukaniu włosy są splątane i szorstkie. Jednakże wypróbowałam go również bez stosowania odżywki bądź maski. Powiem Wam, że włosy po wyschnięciu były gładkie, puszyste, ale nie puszące się. Nie przetłuszczały się szybko, skóra głowy nie swędziała. Kupiłam ten szampon głównie dlatego, że z nerwów ponownie zaczęły być osłabione i wypadały. Po miesiącu stosowania zauważyłam zmniejszenie wypadania włosów i na pewno są zdrowsze.
Koszt: ok 35 zł.
Ocena: 10/10

II. 

RICHARDS & APPLEBY HENNA TREATMENT WAX ODŻYWCZY WOSK DO WŁOSÓW


Bardzo długo zastanawiałam się nad kupnem tego wosku. Wierzcie bądź nie, ale ma tak chemiczny skład, że martwiłam się o swoją głowę. I nie bez powodu. Ale o tym na dole w mojej ocenie.
Obietnice producenta:

Richards & Appleby Henna Treatment Wax Odżywczy Wosk do Włosów to produkt w postaci maski, który doskonale odżywia, regeneruje i poprawia kondycję włosów. Maska zawiera naturalne składniki m.in. ekstrakt z liści Lawsonia. Włosy stają się lśniące, miękkie w dotyku, odżywione. Wosk nie zmienia koloru włosów, dlatego może być stosowany na włosy farbowane. Maska intensywnie pielęgnuje włosy i skórę głowy. Struktura włosów odzyskuje sprężystość i połysk.
Zastosowanie: 
1. Wmasować maskę we włosy i skóre głowy (średnia długość włosów - 1 łyżka)
2. Owinąć włosy ręcznikiem na 15-30 minut.
3. Spłukać wodą, wysuszyć. 
4. Czynność powtarzać 1-2 razy w tygodniu.
Za sklepem www.cocolita.pl
MOJA OPINIA:
W skład Waxa wchodzi dużo substancji wysuszających skórę głowy, m.in. alkohol. To totalne przeciwieństwo wszelkich produktów jakie stosowałam. Ale ma też jeden ważny plus- ten wosk to legenda wśród pokolenia mojej mamy. Wskazywany dla kobiet po chemioterapii do odzyskania włosów i przy wielkim łysieniu. Uznałam, że warto spróbować, za tą cenę...przeżyję, nie miałam nic do stracenia.
Pierwszym poważnym minusem jest to, że wysusza skórę głowy, więc mam poczucie jakbym łaziła z łupieżem. Drugim jest to, że trzeba długo trzymać produkt na głowie, a ja czasami wolę szybko umyć i wio do wyra. 
Plusem za to jest miękkość włosów, sprężystość, podatność na układanie i brak puszenia. Używając go z produktem Orientany osiągnęłam taki złoty środek- szampon czyści skórę i odżywia, a wosk pobudza włosy do rośnięcia. Mimo składu polecam każdemu, kto ma problem z włosami.
Ocena: 9/10
Cena: ok 10 zł

Powiedzcie mi czy Wy stosowałyście któryś z tych produktów? Jakie są Wasze opinie? Ja na pewno po Orientanę jeszcze sięgnę, warta jest swojej ceny. Czekam na Wasze komentarze :)

Sprzedam tą jedyną, najpiękniejszą- suknię ślubną

Witajcie,

dzisiejszy post prosiłabym nie traktować jako platformę sprzedażową, a bardziej jako coś a la reklamę.

10 czerwca upłynie rok, jak stawałam na ślubnym kobiercu z moim ukochanym. Cudowny rok, upewniający mnie w tym, że to mężczyzna mojego życia :) Zapewne wiele z Was mnie rozumie. Młode małżonki mają wzniosłe uczucia do swojego świeżo poślubionego, starsze to już zaczynają inaczej reagować, szara rzeczywistość.

Dla mnie za to nastąpiła ta chwila, kiedy niestety muszę oddać którejś z Was moją piękną suknię. Większość z Was wie w jakich warunkach na ten moment mieszkam, nie mam miejsca na tak dużą sukienkę. Inna sprawa, że raczej nie miałabym ją na co założyć ;)

Oto moja piękna suknia ślubna.
Wykonana jest z śnieżnobiałego atłasu oraz koronkowego gorsetu, zdobionego pięknymi kwiatowymi aplikacjami.
Marzyła mi się taka nietypowa princeska. Stąd widoczne rozcięcie, na którym są również aplikacje kwiatowe z koronki. Całość zamyka gustowna kokardka.
Suknia jest szyta ze wzoru, aczkolwiek w oryginale posiadała mało uroczą różę z czymś co miało być wiszącymi na łodygach liśćmi. Niestety suknia miała już swoje lata, więc kwiat przypominał gniazdo, a liście frędzle od zasłon. Dlatego w mojej wersji jest kokarda.
Stawiałam na urok, ale nie przesycenie całości przepychem. Koronka sama w sobie jest bardzo ozdobna.


Gorset aby mógł utrzymać mój dość potężny biust musiał być spięty zamkiem, nie zaś ściągany tasiemkami. Próbowaliśmy- nie udało się, niestety odkształcał się. Suknia posiada wszytą w spódnicę halkę wraz z kołem.
Kolejnym smaczkiem jest to, że suknia posiada niewielki, ale jednak, tren. Na ogon naszyta jest piękna aplikacja z koronek, taka sama jak na gorsecie. Dla wygody podwiązuje się ją tasiemkami, co daje efekt krezy.


Do sukni w zestawie zamówiłam piękne atłasowe bolerko ze stójką, które nieco łagodziło efekt dekoltu. Mogłam spokojnie iść do ołtarza, a powiem Wam, że ksiądz proboszcz pokiwał głową i pogratulował szeptem sukienki :D

Po moim weselu i sesji zdjęciowej oddałam suknię do wyprania i naprawienia przez salon. I tam się aktualnie znajduje. Salon Madleine Poznań przy ul. Głogowskiej 32.
Panie wzmocniły gorset, wzmocniły fiszbiny, aby dla innej panny młodej nic się nie odkształcało.

Podsumowując: to była ta sukienka, przy której padło słynne Say Yes to the dress. Uważam ją za najpiękniejszą na świecie. Mam nadzieję, że komuś również się spodoba i pójdzie dalej w świat powodując wiele wzruszeń i pozytywnych przeżyć.

Suknia w oryginale szytym na mnie warta była 2500 zł wraz z bolerkiem, rozmiar 40/42 (na miarę więc ciężko określić)
Aktualnie możecie ją kupić w salonie Madleine za jedyne 1500 zł. W skład wchodzi:
- suknia
- koło i halka
- bolerko
- dopasowywanie sukni i cała krawiecka obróbka.
A to ostatnie jest bardzo ważne. Zwykle musicie krawcową do takich sukni sobie doliczać. Przy tej macie 100% kompleksową obsługę, ale jedynie do końca maja. Wtedy upływa mój czas komisowy. Jeśli Wam się podoba to po prostu idźcie, umówcie się, pokażcie zdjęcia z tego bloga i zmierzcie tą suknię :)
Cena do negocjacji, ale dopiero po wkroczeniu do salonu :)


Makijażowe triki i tipy

Witajcie w ten Wielkanocny dzień moje kochane :)

Dzisiaj nie będę Was zamęczać jakimiś moimi próbami makijażowymi, osobiście nie chce mi się nawet malować. Zrobiłam sobie dzień No-Makeup, dziwnie się z tym czuję, ale przynajmniej skóra może odetchnąć. Wieczorem maseczka i relaks :)

Jednak od dawna myślę o tym, aby w jednym poście dać Wam parę praktycznych porad makijażowych, które nie raz uratowały kobiety od porażki makijażowej albo od destrukcji lustra. I o tym będzie dzisiaj:)  Oto Triki i Tipy makijażowe:

1. Taśma samoprzylepna

Nie miałyście kiedyś takiego momentu w życiu kiedy chciałyście mieć równe kreski malowane eyelinerem? Albo idealnie odcięty cień do powiek, jak na tych super fotkach ładowanych przez internetowe strony?
Jest rozwiązanie!
Wystarczy kawałek taśmy klejącej nalepić pod takim kątem i precyzyjnie, aby móc malować wymarzone makijaże.

Uwierzcie mi, makijaż zrobiony z wykorzystaniem tak prostego triku może okazać się niebywałym sukcesem :) W końcu po to się malujemy, aby czuć się w pełni ubrane, a która z nas nie lubi szykownego ubioru?

2. Magiczne "otwarcie oka"

Tajemniczo brzmi, ale to nic innego jak po prostu sprawienie, aby wizualnie Twoje oko było bardziej otwarte, a brew wyżej. Dla mnie ten trik jest już codziennością, stąd przedstawiam go Wam, ale wiecie...pewne rzeczy wchodzą w nawyk. Tak jak to, że w kąciku wewnętrznym oka robimy rozświetlającym cieniem. 
No ale dobrze, o co mi chodzi?
Chwytacie za białą kredkę, biały cień- zależy co macie pod ręką i malujecie pod łukiem brwiowym i nad łukiem, tworząc tym samym miejsce rozjaśnienia. Blendujecie je ze skórą wklepując palcem albo rozcierając pędzelkiem.
Ja stosuję ten trik jako wykończenie makijażu brwi :) Polecam :)

3. Dwie bazy pod makijaż

Kiedy usłyszycie od męża, narzeczonego, albo chłopaka zdanie "po co kupujesz, przecież masz" (o ile w ogóle będą się orientować w waszych akcesoriach) to śmiało możecie zwalić to na mnie.
Dlaczego dwie? Nasza twarz zwykła nie być jedną plamą z tym samym problemem. Bywa nawet i tak, że tych problemów jest parę:
- czerwone plamy od pękających naczynek
- przetłuszczające się miejsca w sferze T
- wysuszające się miejsca na policzkach
- trądzik itd.
Oczywiście nie jest mądrze kupować paru baz, ale np od Bielendy macie takie fajne perełki.
Jest wersja rozświetlająca, wersja dla skóry, która ma przebarwienia oraz dla tych, którzy lubią efekt muśnięcia słońcem. To oczywiście przykład, bo baz jest wiele i każda ma inne zadanie. Dlatego fajnie jest np posiadać bazę wyrównującą koloryt cery z matującą na strefę T. Nakładacie ją tylko tam, gdzie potrzebujecie i już! Na pewno zauważyłyście, że tam, gdzie położycie produkty mające matować skórę, a tam nie ma problemu z błyszczeniem to skóra się przesusza. Dlatego zawsze warto mieć więcej niż mniej ;) Babski trik!

4. Wsuwka do włosów

Tutaj bardziej informacyjnie aniżeli odkrywczo. Aczkolwiek ostatnio zdumiał mnie fakt, ze ludzie tego nie wiedzą! Naprawdę, zatem czytając to wiedzcie, że naprawdę istnieją dorośli, nieświadomi tego faktu dorośli!

Wsuwki do włosów mają krótszą pofalowaną część i dłuższą prostą. Zwykle jak zauważałam każdy wsuwał pofalowaną stroną ku górze. Błąd! Dopiero włożenie wsuwki stroną prostą ku górze pozwoli na to, aby nasza fryzura się trzymała i nie przemieszczała.

5. Eyeliner z mascary

Ile razy miałyście tak, że kupowałyście cudowny tusz, którego nic nie ruszy, a eyelinery się kruszyły, rozmazywały itd? Ja tak mam ciągle. Scandaleyes od Rimmel to dno, zaś od Wibo ma mało precyzyjny pędzelek i się rozmywa. Jest na to sposób.
Wystarczy sięgnąć po pędzelek do eyelinera, ja mam taki krótki fajny albo ten do brwi jest bardziej precyzyjny, otworzyć mascarę i nabrać tuszu. Potem starczy jedynie namalować kreskę i cieszyć się piękną sójką :)


6. Zalotka do rzęs

Nie wiem dlaczego ten produkt jest tak mało używany. Osobiście nie miałam zwykle takiej potrzeby, mam rzęsy w przyzwoitym stanie i powiem szczerze, że nie potrzebowałam ich podkręcać.
Jedna rzecz, którą na pewno muszę Wam powiedzieć- najpierw działasz zalotką, a dopiero potem robisz tuszem. Niestety miałam przyjemność widzieć kobiety wiele ode mnie starsze, które robiły odwrotnie i się dziwiły, że wszystko się przylepia, a tusz się łamie. No heloł! Naprawdę nie jest wstydem sięgnąć do internetu i poszukać instrukcji, wstydem jest udawać, że się potrafi.
No ale dobrze, teraz trik!
Chcecie mieć fajnie i szybko, a co najważniejsze mocno podkręcone rzęsy? Przed użyciem ogrzejcie górę zalotki suszarką, albo ogrzejcie w dłoniach. Potem sprawdźcie na przegubie czy nie jest za gorące i voila! Działa jak lokówka :)

Mam nadzieję, że podobają Wam się te triki :) Jeśli chcecie więcej to zapraszam do komentowania, piszcie co stosujecie, a co Wam się nie sprawdza. Napiszcie też własne triki :)

Buziaki i Wesołego Jajka!
Obsługiwane przez usługę Blogger.