Letni look z salonem Prestige

Hejka dziewczyny!

Ten post miał powstać już jakieś półtora tygodnia temu, ale jestem leniwa jak sam diabeł. Za Chiny nie chciało mi się zgrywać zdjęć i pisać posta. Jednak widzę, że mój blog wzbudza zainteresowanie nawet jak milczę, stąd uznałam, iż mój leń powinien pójść do kąta.

Dwa tygodnie temu miałam przyjemność udać się do salonu fryzjerskiego, który Wam jak najbardziej polecam- Prestige Mogileńska 6 Poznań

Zacznę od tego, że nie byłam u fryzjera przynajmniej rok czasu. Ścięłam się po swoim ślubie, a potem jedynie ratowałam moje włosy- czego przebieg mogłyście obserwować. Zawsze marzyła mi się fryzjerka, która doskonali się, uczy, której mogę zaufać. Nie żebym mojej nie ufała, ale kurczę...przyznam Wam się, że nauka fryzjerstwa nie kończy się na technikum i samouctwie. Trzeba zdobywać umiejętności, śledzić trendy- a osiedla nie sprzyjają trendom tylko staromodnym tapirom dla starszych pań.

W końcu wybrałam Prestige- oni jak i ja brali udział w konkursie Głosu Wielkopolskiego, a szefowa zajęła 3 miejsce. Mnie zaś pod swoje skrzydła wzięła Martyna :) Normalnie świetna babeczka! Salon ładny, czysty, zadbany, atmosfera fajna- dbają o klientki, proponując kawę i herbatę.
Poprosiłam o świeżą odmianę rudego, z poblaskiem jakby słońce rozjasniało oraz ścięcie, które już miałam rok temu, a które się sprawdziło.

Poniżej macie efekty:
Przed

PO (mała sesja zdjęciowa z użyciem również sztucznych rzęs zakupionych na aliexpress)

 Poniżej kolor jaki jest faktycznie, powyżej zaraz po wyjściu od fryzjera.

 W zależności jak pada światło tak wychodzi mój rudy :) Ścięcie musicie przyznać, że fajne! Pomijam kwestię tego jakie zajebiste są te rzęsy! Aż żałuję, że nie mam czasu rano ich zakładać do pracy :D

A Wy co sądzicie o moim nowym wizerunku? Czy po takim poleceniu zapisałybyście się do tego salonu? A może same korzystacie z usług jakichś fenomenalnych fryzjerów i chciałybyście ich polecić? Korzystajcie do woli, może ktoś akurat szuka i dzięki Wam znajdzie :)

Pozdrawiam serdecznie Panią Martynkę i załogę Prestige Mogileńska! Na koniec krótki filmik!

Rzęsy jak efekt motyla

Dobry dziewczyny :P

Tknęło mnie dzisiaj do napisania posta, jakiego już dawno powinnam była napisać- i argumenty były i pomysł był. Jednak jak już tłumaczyłam się w ostatnim poście, pozwoliłam sobie na lenistwo. Ale ad rem.

Jakoś na początku maja/pod koniec kwietnia, kiedy był tydzień promocji w Rossmannie, ogłosiłam miesiąc z jednym produktem:


LONG4LASHES
pielęgnacyjny tusz do rzęs

Zapewnienia producenta:
Innowacyjna Enhancing Mascara została stworzona, aby pielęgnować, wzmacniać i wspomagać wzrost rzęs. Dzięki unikalnemu zestawowi składników aktywnych niezwykle podkreśla rzęsy – zdecydowanie je wydłuża i podkręca. Jednocześnie nadaje im objętość i widocznie unosi, podkreślając spojrzenie i optycznie otwierając oko. W rezultacie pozwala stworzyć efektowny makijaż. Formuła zawiera biotynę, która wzmacnia rzęsy i stymuluje ich wzrost oraz kwas hialuronowy, nadający połysk i zdrowy wygląd. Woski roślinne i wosk pszczeli odpowiadają za kondycję rzęs – ich miękkość i elastyczność. Wyprofilowana szczoteczka pokrywa rzęsy optymalną warstwą produktu, aby uzyskać natychmiastowy efekt spektakularnego podkręcenia. Formuła przetestowana dermatologicznie i oftalmologicznie pod nadzorem lekarza dermatologa-alergologa oraz lekarza okulisty. (strona internetowa Long4lashes.pl)

Ok. Świetnie.
Inaczej mówiąc miało mnie olśnić, rozkochać w sobie i sprawić, że uznam każdy dzień bez tego tuszu za stracony.
Zacznijmy od początku.
Szczoteczka tego tuszu z jednej strony ma krótsze włoski z drugiej dłuższe. Wykonana jest z sylikonu. Krótsze włoski precyzyjnie czeszą dolne włoski i te trudniej dostępne kąciki oka, dłuższe rozczesują na całą długość. Ma to swoje plusy i minusy, ponieważ giętkość szczoteczki sprawia, że jak jakaś rzęsa mi przyhaczy i zatrzyma ostro tusz to potem odskakuje i uderza mi w oko. Same wiecie, że to kurcze boli! Oko łzawi i i trzeba poprawiać korektor pod oczami.
Inna sprawa, że tusz ze szczoteczki zostaje nie tylko na rzęsach ale również na górnej powiece. Powoli zasycha i łapie się skóry przy czesaniu od nasady.
Plusem na pewno jest to, że nie powoduje alergii, nie ma dziwnych oparów, zapachów.

Przejdźmy dalej-> sama jakość tuszu. Tusz nie jest wodoodporny i starczy wacik z wodą i schodzi. To oznacza, że starczy się popłakać, mieć skłonność do łzawienia z oczu, albo trafić na inny kontakt z cieczą, aby patrzeć jak makijaż nam spływa po policzkach.
Jakościowo tusz nie zachwyca. Ok, ma ładny kolor, czesze cudownie ale ani nie wydłuża, ani nie pogrubia- szału nima. Dodatkowo mamy przecież wiele obietnic!

To teraz te obietnice:
1. Dzięki unikalnemu zestawowi składników aktywnych niezwykle podkreśla rzęsy – zdecydowanie je wydłuża i podkręca. 
Nie zauważyłam niesamowitego podkreślenia moich rzęs, wyglądają normalnie, ani nie wydłuża ani nie podkręca. Mają taki sam wygląd tylko zabarwiony na czarno.

2. Jednocześnie nadaje im objętość i widocznie unosi, podkreślając spojrzenie i optycznie otwierając oko.
Nie nadaje objętości, jedynie rozczesuje, co może dać takie wrażenie. Nie otwiera oka. Kawa to robi. Albo tusz Bourjois.

3. Formuła zawiera biotynę, która wzmacnia rzęsy i stymuluje ich wzrost oraz kwas hialuronowy, nadający połysk i zdrowy wygląd. Woski roślinne i wosk pszczeli odpowiadają za kondycję rzęs – ich miękkość i elastyczność. 

Tutaj zatrzymam się na dłużej. Miesiąc czasu używałam tego tuszu, dzień w dzień idąc do pracy miałam go na sobie, zmywałam pod wieczór. Zrobiłam zdjęcie rzęs przed i rzęs po. Nie ma różnicy. Nie urosły, nie zgęstniały, nie są połyskujące jak róg jednorożca, chore nigdy nie były więc na zdrowy wygląd nie odpowiem. Moje rzęsy są normalne, takie jak były. Zdjęć nie pokażę, nie warto, bo nie ma co oglądać. Serio.

A teraz mała niespodzianka:

W tym samym czasie co rzęsy poświęcałam dla sprawy, tak nacierałam brwi olejkiem rycynowym. Urosły jak głupie. Nawet nie zauważyłam kiedy. Umiejętne rozprowadzanie (tam gdzie chciałam mieć brwi, a nie na całe czoło) sprawiło, że mam silne, gęste brwi plus uzupełniłam puste wcześniej miejsca i nie muszę dorysowywać sobie brwi.

Cena olejku- 8 zł
Cena tuszu- 34 zł
Efekt- brak efektu.

Same zdecydujcie kogo kieszeń napchacie własnymi pieniędzmi i sięgajcie po naturalne produkty. Są najlepsze.

A czy wy stosowałyście jakieś produkty L4L? Albo olejek rycynowy? Pochwalcie się wynikami i opiniami :)

Szampon Orientana i maska TREATMENT WAX

Hejka :)

Dawno już nic nie publikowałam, głównie ze względu na zmianę miejsca pracy, wdrażanie się, a także ze względu na ogólną przypadłość nazywaną lenistwem.

Jednak czas przerwać tą stagnację i w dniu dzisiejszym wracam do Was z nowościami.

I. Orientana Ajurwedyjski szampon do włosów

Jaśmin i migdałecznik

Producent tego szamponu obiecuje nam wiele:
Naturalny szampon do włosów na bazie roślin indyjskich stworzony według formuły ajurwedyjskiej. Nie zawiera SLS/ SLES, silikonów, parabenów, ani innych szkodliwych substancji chemicznych. Nie plącze włosów, nawilża je i odżywia.
Do włosów cieńkich i delikatnych
DZIAŁANIE AKTYWNYCH SKŁADNIKÓW:
Amla- zapobiega wypadaniu
Reetha- naturalnie oczyszcza
Shikakai- zmiękcza i wygładza
Lodhra- chroni skórę głowy
Jaśmin - nadaje połysk
Migdałecznik - wzmacnia i odżywia
SKŁAD:
Pełny skład: Aqua, Lauryl Glucoside, Palm Kernel/Coco Glucoside, Cocamidopropyl Betanine, Sodium Cocoyl Glutamate, Glycerin, Jasminum Officinale Extract, Emblica Officinalis Fruit Powder,  Sapindus Mukurossi Fruit Powder,  Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glyceryl Oleate, Camellia Sinensis Leaf Extract, Sodium PCA, Rosa Damascena Flower Water, Hydrolyzed Wheat Protein, Terminalia Bellerica Fruit Extract, Oryza Sativa Bran Oil, Acacia Concinna Fruit Powder, Symplocos Racemosa Bark Extract, Zinc PCA, Polyquaternium 10, Panthenol, Decyl Glucoside, Camellia Sinensis Seed Oil, Hydrolyzed Sweet Almond Protein, Xanthan Gum, Jasminum Sambac Flower Extract,  Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.
Amla (Emblica Officinalis) - tradycyjnie stosowana w Indiach do pielęgnacji i wzmacnienia włosów. Wzmacnia cebulki włosów i zapobiega wypadaniu i rozdwajaniu się końcówek. Pielęgnuje skórę głowy, działając przeciwzapalnie i przeciwłupieżowo. Daje włosom gęstość i blask.

Reetha (Sapindus Mukurossi) - naturalna substancja czyszcząca i nabłyszczajaca

Shikakai - (Acacia Concinna) - oczyszcza włosy bez naruszania ochrony lipidowej i uszkodzeń. Wzmacnia cebulki włosa i pobudza wzrost. Zwiększa połysk, zmiękcza, wygładza włosy.

Lodhra (Symplocos Racemosa) - działa ściągająco i ochronnie na skórę głowy
SPOSÓB UŻYCIA:
Rrozprowadź szampon równomiernie na włosy, delikatnie je masując. Spłucz. 
Za www.orientana.pl
MOJA OCENA:
Szampon ma bardzo przyjemny zapach, lekko cytrusowy i kwiatowy. Nie jest wydajny, trzeba go dość dużo nałożyć i odpowiednio na całą głowę rozprowadzić, ponieważ słabo się pieni. Po spłukaniu włosy są splątane i szorstkie. Jednakże wypróbowałam go również bez stosowania odżywki bądź maski. Powiem Wam, że włosy po wyschnięciu były gładkie, puszyste, ale nie puszące się. Nie przetłuszczały się szybko, skóra głowy nie swędziała. Kupiłam ten szampon głównie dlatego, że z nerwów ponownie zaczęły być osłabione i wypadały. Po miesiącu stosowania zauważyłam zmniejszenie wypadania włosów i na pewno są zdrowsze.
Koszt: ok 35 zł.
Ocena: 10/10

II. 

RICHARDS & APPLEBY HENNA TREATMENT WAX ODŻYWCZY WOSK DO WŁOSÓW


Bardzo długo zastanawiałam się nad kupnem tego wosku. Wierzcie bądź nie, ale ma tak chemiczny skład, że martwiłam się o swoją głowę. I nie bez powodu. Ale o tym na dole w mojej ocenie.
Obietnice producenta:

Richards & Appleby Henna Treatment Wax Odżywczy Wosk do Włosów to produkt w postaci maski, który doskonale odżywia, regeneruje i poprawia kondycję włosów. Maska zawiera naturalne składniki m.in. ekstrakt z liści Lawsonia. Włosy stają się lśniące, miękkie w dotyku, odżywione. Wosk nie zmienia koloru włosów, dlatego może być stosowany na włosy farbowane. Maska intensywnie pielęgnuje włosy i skórę głowy. Struktura włosów odzyskuje sprężystość i połysk.
Zastosowanie: 
1. Wmasować maskę we włosy i skóre głowy (średnia długość włosów - 1 łyżka)
2. Owinąć włosy ręcznikiem na 15-30 minut.
3. Spłukać wodą, wysuszyć. 
4. Czynność powtarzać 1-2 razy w tygodniu.
Za sklepem www.cocolita.pl
MOJA OPINIA:
W skład Waxa wchodzi dużo substancji wysuszających skórę głowy, m.in. alkohol. To totalne przeciwieństwo wszelkich produktów jakie stosowałam. Ale ma też jeden ważny plus- ten wosk to legenda wśród pokolenia mojej mamy. Wskazywany dla kobiet po chemioterapii do odzyskania włosów i przy wielkim łysieniu. Uznałam, że warto spróbować, za tą cenę...przeżyję, nie miałam nic do stracenia.
Pierwszym poważnym minusem jest to, że wysusza skórę głowy, więc mam poczucie jakbym łaziła z łupieżem. Drugim jest to, że trzeba długo trzymać produkt na głowie, a ja czasami wolę szybko umyć i wio do wyra. 
Plusem za to jest miękkość włosów, sprężystość, podatność na układanie i brak puszenia. Używając go z produktem Orientany osiągnęłam taki złoty środek- szampon czyści skórę i odżywia, a wosk pobudza włosy do rośnięcia. Mimo składu polecam każdemu, kto ma problem z włosami.
Ocena: 9/10
Cena: ok 10 zł

Powiedzcie mi czy Wy stosowałyście któryś z tych produktów? Jakie są Wasze opinie? Ja na pewno po Orientanę jeszcze sięgnę, warta jest swojej ceny. Czekam na Wasze komentarze :)

Sprzedam tą jedyną, najpiękniejszą- suknię ślubną

Witajcie,

dzisiejszy post prosiłabym nie traktować jako platformę sprzedażową, a bardziej jako coś a la reklamę.

10 czerwca upłynie rok, jak stawałam na ślubnym kobiercu z moim ukochanym. Cudowny rok, upewniający mnie w tym, że to mężczyzna mojego życia :) Zapewne wiele z Was mnie rozumie. Młode małżonki mają wzniosłe uczucia do swojego świeżo poślubionego, starsze to już zaczynają inaczej reagować, szara rzeczywistość.

Dla mnie za to nastąpiła ta chwila, kiedy niestety muszę oddać którejś z Was moją piękną suknię. Większość z Was wie w jakich warunkach na ten moment mieszkam, nie mam miejsca na tak dużą sukienkę. Inna sprawa, że raczej nie miałabym ją na co założyć ;)

Oto moja piękna suknia ślubna.
Wykonana jest z śnieżnobiałego atłasu oraz koronkowego gorsetu, zdobionego pięknymi kwiatowymi aplikacjami.
Marzyła mi się taka nietypowa princeska. Stąd widoczne rozcięcie, na którym są również aplikacje kwiatowe z koronki. Całość zamyka gustowna kokardka.
Suknia jest szyta ze wzoru, aczkolwiek w oryginale posiadała mało uroczą różę z czymś co miało być wiszącymi na łodygach liśćmi. Niestety suknia miała już swoje lata, więc kwiat przypominał gniazdo, a liście frędzle od zasłon. Dlatego w mojej wersji jest kokarda.
Stawiałam na urok, ale nie przesycenie całości przepychem. Koronka sama w sobie jest bardzo ozdobna.


Gorset aby mógł utrzymać mój dość potężny biust musiał być spięty zamkiem, nie zaś ściągany tasiemkami. Próbowaliśmy- nie udało się, niestety odkształcał się. Suknia posiada wszytą w spódnicę halkę wraz z kołem.
Kolejnym smaczkiem jest to, że suknia posiada niewielki, ale jednak, tren. Na ogon naszyta jest piękna aplikacja z koronek, taka sama jak na gorsecie. Dla wygody podwiązuje się ją tasiemkami, co daje efekt krezy.


Do sukni w zestawie zamówiłam piękne atłasowe bolerko ze stójką, które nieco łagodziło efekt dekoltu. Mogłam spokojnie iść do ołtarza, a powiem Wam, że ksiądz proboszcz pokiwał głową i pogratulował szeptem sukienki :D

Po moim weselu i sesji zdjęciowej oddałam suknię do wyprania i naprawienia przez salon. I tam się aktualnie znajduje. Salon Madleine Poznań przy ul. Głogowskiej 32.
Panie wzmocniły gorset, wzmocniły fiszbiny, aby dla innej panny młodej nic się nie odkształcało.

Podsumowując: to była ta sukienka, przy której padło słynne Say Yes to the dress. Uważam ją za najpiękniejszą na świecie. Mam nadzieję, że komuś również się spodoba i pójdzie dalej w świat powodując wiele wzruszeń i pozytywnych przeżyć.

Suknia w oryginale szytym na mnie warta była 2500 zł wraz z bolerkiem, rozmiar 40/42 (na miarę więc ciężko określić)
Aktualnie możecie ją kupić w salonie Madleine za jedyne 1500 zł. W skład wchodzi:
- suknia
- koło i halka
- bolerko
- dopasowywanie sukni i cała krawiecka obróbka.
A to ostatnie jest bardzo ważne. Zwykle musicie krawcową do takich sukni sobie doliczać. Przy tej macie 100% kompleksową obsługę, ale jedynie do końca maja. Wtedy upływa mój czas komisowy. Jeśli Wam się podoba to po prostu idźcie, umówcie się, pokażcie zdjęcia z tego bloga i zmierzcie tą suknię :)
Cena do negocjacji, ale dopiero po wkroczeniu do salonu :)


Makijażowe triki i tipy

Witajcie w ten Wielkanocny dzień moje kochane :)

Dzisiaj nie będę Was zamęczać jakimiś moimi próbami makijażowymi, osobiście nie chce mi się nawet malować. Zrobiłam sobie dzień No-Makeup, dziwnie się z tym czuję, ale przynajmniej skóra może odetchnąć. Wieczorem maseczka i relaks :)

Jednak od dawna myślę o tym, aby w jednym poście dać Wam parę praktycznych porad makijażowych, które nie raz uratowały kobiety od porażki makijażowej albo od destrukcji lustra. I o tym będzie dzisiaj:)  Oto Triki i Tipy makijażowe:

1. Taśma samoprzylepna

Nie miałyście kiedyś takiego momentu w życiu kiedy chciałyście mieć równe kreski malowane eyelinerem? Albo idealnie odcięty cień do powiek, jak na tych super fotkach ładowanych przez internetowe strony?
Jest rozwiązanie!
Wystarczy kawałek taśmy klejącej nalepić pod takim kątem i precyzyjnie, aby móc malować wymarzone makijaże.

Uwierzcie mi, makijaż zrobiony z wykorzystaniem tak prostego triku może okazać się niebywałym sukcesem :) W końcu po to się malujemy, aby czuć się w pełni ubrane, a która z nas nie lubi szykownego ubioru?

2. Magiczne "otwarcie oka"

Tajemniczo brzmi, ale to nic innego jak po prostu sprawienie, aby wizualnie Twoje oko było bardziej otwarte, a brew wyżej. Dla mnie ten trik jest już codziennością, stąd przedstawiam go Wam, ale wiecie...pewne rzeczy wchodzą w nawyk. Tak jak to, że w kąciku wewnętrznym oka robimy rozświetlającym cieniem. 
No ale dobrze, o co mi chodzi?
Chwytacie za białą kredkę, biały cień- zależy co macie pod ręką i malujecie pod łukiem brwiowym i nad łukiem, tworząc tym samym miejsce rozjaśnienia. Blendujecie je ze skórą wklepując palcem albo rozcierając pędzelkiem.
Ja stosuję ten trik jako wykończenie makijażu brwi :) Polecam :)

3. Dwie bazy pod makijaż

Kiedy usłyszycie od męża, narzeczonego, albo chłopaka zdanie "po co kupujesz, przecież masz" (o ile w ogóle będą się orientować w waszych akcesoriach) to śmiało możecie zwalić to na mnie.
Dlaczego dwie? Nasza twarz zwykła nie być jedną plamą z tym samym problemem. Bywa nawet i tak, że tych problemów jest parę:
- czerwone plamy od pękających naczynek
- przetłuszczające się miejsca w sferze T
- wysuszające się miejsca na policzkach
- trądzik itd.
Oczywiście nie jest mądrze kupować paru baz, ale np od Bielendy macie takie fajne perełki.
Jest wersja rozświetlająca, wersja dla skóry, która ma przebarwienia oraz dla tych, którzy lubią efekt muśnięcia słońcem. To oczywiście przykład, bo baz jest wiele i każda ma inne zadanie. Dlatego fajnie jest np posiadać bazę wyrównującą koloryt cery z matującą na strefę T. Nakładacie ją tylko tam, gdzie potrzebujecie i już! Na pewno zauważyłyście, że tam, gdzie położycie produkty mające matować skórę, a tam nie ma problemu z błyszczeniem to skóra się przesusza. Dlatego zawsze warto mieć więcej niż mniej ;) Babski trik!

4. Wsuwka do włosów

Tutaj bardziej informacyjnie aniżeli odkrywczo. Aczkolwiek ostatnio zdumiał mnie fakt, ze ludzie tego nie wiedzą! Naprawdę, zatem czytając to wiedzcie, że naprawdę istnieją dorośli, nieświadomi tego faktu dorośli!

Wsuwki do włosów mają krótszą pofalowaną część i dłuższą prostą. Zwykle jak zauważałam każdy wsuwał pofalowaną stroną ku górze. Błąd! Dopiero włożenie wsuwki stroną prostą ku górze pozwoli na to, aby nasza fryzura się trzymała i nie przemieszczała.

5. Eyeliner z mascary

Ile razy miałyście tak, że kupowałyście cudowny tusz, którego nic nie ruszy, a eyelinery się kruszyły, rozmazywały itd? Ja tak mam ciągle. Scandaleyes od Rimmel to dno, zaś od Wibo ma mało precyzyjny pędzelek i się rozmywa. Jest na to sposób.
Wystarczy sięgnąć po pędzelek do eyelinera, ja mam taki krótki fajny albo ten do brwi jest bardziej precyzyjny, otworzyć mascarę i nabrać tuszu. Potem starczy jedynie namalować kreskę i cieszyć się piękną sójką :)


6. Zalotka do rzęs

Nie wiem dlaczego ten produkt jest tak mało używany. Osobiście nie miałam zwykle takiej potrzeby, mam rzęsy w przyzwoitym stanie i powiem szczerze, że nie potrzebowałam ich podkręcać.
Jedna rzecz, którą na pewno muszę Wam powiedzieć- najpierw działasz zalotką, a dopiero potem robisz tuszem. Niestety miałam przyjemność widzieć kobiety wiele ode mnie starsze, które robiły odwrotnie i się dziwiły, że wszystko się przylepia, a tusz się łamie. No heloł! Naprawdę nie jest wstydem sięgnąć do internetu i poszukać instrukcji, wstydem jest udawać, że się potrafi.
No ale dobrze, teraz trik!
Chcecie mieć fajnie i szybko, a co najważniejsze mocno podkręcone rzęsy? Przed użyciem ogrzejcie górę zalotki suszarką, albo ogrzejcie w dłoniach. Potem sprawdźcie na przegubie czy nie jest za gorące i voila! Działa jak lokówka :)

Mam nadzieję, że podobają Wam się te triki :) Jeśli chcecie więcej to zapraszam do komentowania, piszcie co stosujecie, a co Wam się nie sprawdza. Napiszcie też własne triki :)

Buziaki i Wesołego Jajka!

The balm- Balm Voyage! oraz re-ewolucja brwi

Dzień dobry słoneczka :)

W ten jakże piękny słoneczny weekend postanowiłam zrobić dla Was recenzję dwóch produktów. Jednym z nich jest paletka The Balm oraz pomada do brwi ABH, które otrzymałam od męża w prezencie.

The Balm- Balm Voyage!


Paletka, którą uważałam za takie mocno ekstremalne marzenie. Oczywiście poza Huda Beauty albo ABH Reinessance. Przyzwyczajona jestem do produktów z takiej dość średniej półki, ale powiem Wam tak- na dobrą sprawę mogę iść i kupić za 30 zł jeden cień od Rimmel i być w samym pępku radości, ale...The Balm w powyższym wydaniu kupimy od 140 zł do 160, w zależności skąd i jaka strona. A niestety jakość w porównaniu do MUR? Sięgam po The Balm i czuję się niegodna tak dobrych pigmentów i jakości.
Paletka The Balm Voyage! jest śliczną retro kopertą, która po otwarciu okazuje nam dobrej jakości lusterko z zabawną ramką koła okrętowego. Poniżej mamy 9 cieni do oczu, rozświetlacz, brązer, dwa róże oraz dwa błyszczyki.
Produkt nie posiada typowych cieni matowych, jedynie ten w kolorze kości słoniowej Welcome, sugerujący nam rozpoczęcie makijażu jest typowo matowy. Reszta cieni jest metalicznych, opalizujących.
- Bienvenue - to kolor opalizujący na złoto, częstokroć wygląda na skórze jak nude z metalicznym złotem. Najlepiej nakładać na mokro.
- Bienvenido- ciemny brąz o zimnym odcieniu, złamany czarnym i złotym brokatem. Mocny pigment zimnego brązu, aby jednak osiągnąć ten błysk trzeba nakładać na mokro.
- Benvenuto- kocham ten kolor, idealna baza pod cut crease albo inny ciepły makijaż. Delikatny nude z biało-złotym opalizowaniem. Spokojnie nakładać na sucho.
- Tervetuloa- ciepły brąz, drugi matowy jaki wyhaczyłam w tej paletce. Nie używałam, nie wiem jak z pigmentem. Ale wydaje się być całkiem porządny.
- Welkom- tutaj wielkie LOVE! Ciemnozielony ze złotymi drobinkami cień uwiódł mnie po całości. Świetnie napigmentowany, trzyma się cały dzień, a blenduje cód miód malina.
- Willkommen- płynne stare złoto, bardzo mocno napigmentowany! Trzeba go ostrożnie nakładać, aby dozować tą przyjemność. Metaliczny odcień.
- Valkommen- zimny ciemny brąz wchodzący w wiśniowy brąz z mocnymi złotymi akcentami. Od Bienvenido różni się odcieniem brązu. I jakością, jest nieco gorszy jakościowo.
- Failte- czerń ze złotem, niestety nie miałam okazji jej testować, zwykłam robić makijaże dość ciepłe i delikatne, czasem z mocnym akcentem, więc czerń mi nie podchodziła. Ale po samym kolorze wiem, że na pewno po niego sięgnę.

Duże placki:
- Kuwakaribisha- rozświetlacz na pewno znany każdemu, żadna nowość, jest cudowny! Używałam rozjaśniacza od Wibo i powiem Wam, że normalnie jakby mi skóra odżyła! Piękne złoto, idealne na kącik oka albo na rozblendowanie zbyt ciemnego oka.
- Croeso- to nic innego jak Bahama Mama czyli bronzer do konturowania w ciepłym brązie. Trzeba z nim mocno uważać, jest mocny i ciepły, dla bladziochów jak ja jego zbyt duża ilość równa się plamom na skórze. Pomijam kwestie wyglądu. Przy odpowiednim rozblendowaniu można osiągnąć piękne ozłocenie skóry.
- Huan Ying- peach blush, czyli brzoskwiniowy ciepły kolorek różu, mocny pigment
- Dobrodosli- zimna śliwa tak bym nazwała ten kolor, przydymiony róż? Piękny i mocny, mój faworyt.
Pomadek wam nie pokazuję, bo to po prostu dwa błyszczyki, produkty, których nie do końca będę używać, chyba, że mnie naprawdę natchnie. Mam wiele swoich dobrych od GR na przykład i powiedzmy, że od The Balm szminki najmniej mnie interesują :)

A oto parę moich zdjęć z wykonaniem makijażu całą tą paletką:

ABH Pomade Soft Brown


Zapewne pamiętacie tutorial, w którym pokazywałam jak można ładnie stworzyć sobie brwi jak z żurnala. Tak jak i zapowiadałam, to nie był koniec mojej drogi. Również się uczę i aktualnie mogę powiedzieć, że mam do tego narzędzia.
Pomada jest kremowa w konsystencji i naprawdę różnicę zobaczcie sami- moje brwi wcześniej, miesiąc temu a moje brwi dziś.



Jeszcze dajcie mi dobry tusz bezbarwny by mi włoski na brwiach nie odskakiwały to będę szczęśliwa :D

Hah! Jeśli podobała Wam się moja recenzja to kciuk w górę, głosujcie na mnie w Mistrzach Urody, czasu niewiele, a ja otwieram nowy etap w swoim życiu :)

Buziaki!

Colorista L'oreal czy warto?

Zapewne już dawno zauważyłyście, że moje włosy nie były ruszane. Rudy kolor powoli wyblakł, odrosty etc. Osobiście sama również poczułam pewne znudzenie, a na dodatek mój mąż obiecał mi fryzjera jeśli zdam egzamin na prawo jazdy. Niestety oblałam, z pieniędzmi też krucho, włosy wołają o pomstę do nieba, a na fryzjera już nie ma pieniążków.

Postawiłam zatem na mniejsze zło i ostatnie swoje 20 złotych wydałam na

COLORISTA L'OREAL


Wahałam się między kolorem Orange i PeachBlonde. Wybrałam jednak bliższy mi odcień. Colorista to nowa seria szamponetek od L'oreal, które posiadają zwariowaną paletę. Najchętniej zrobiłabym sobie morską zieleń albo fiolet, ale coś czuję, że by mnie z pracy za to wywalili :)

Plusy:
  • dwie pary rękawiczek w opakowaniu- nie trzeba trzymać brudnych w zlewie a potem szorować, super pomysł! Szkoda, że dopiero teraz.
  • łatwa aplikacja, po prostu walicie wszystko na włosy i wcieracie
  • brak zapachu amoniaku, 
  • szamponetka w oparciu o hennę
Minusy:
  • bardzo mała ilość produktu, dla moich włosów było mało, a co dopiero dla długich, a wydatek 40 zł za 2 tygodnie wypłukiwania się to trochę dużo,
  • nie chwyta naturalnych włosów, zobaczycie na zdjęciach
  • mało wydajna ilość
  • mało, mało, mało...................
Ok, to teraz jaki efekt:
PRZED:

PO:


Jak widzicie nie chwyciło odrostów na czubku głowy, ale je przyciemniło. Nie odznaczają się tak mocno. Albo to jedynie złudzenie, gdyż kolor jest ciemniejszy niż miałam wcześniej.

Odrosty:

Sprawa się tak ma z całą głową.

Podsumowując:

Colorista to fajna seria dla osób, które mogą sobie pozwolić na swobodę, nikt ich z roboty nie wywali i nie powie, że stara dupa a tak szaleje na głowie.
Nie jest dobra dla osób chcących pokryć siwiznę, robi plamy na skórze. Ale ogółem spoko :)

A Wy co sądzicie o nowej linii Colorista?

Trądzik, pryszcze, wągry- zmora każdego wieku

Dzisiejszy post będzie odskocznią od ostatnich recenzji oraz makijaży. Chciałabym się dokładnie skupić na problemie, który tak na dobrą sprawę dotyczy każdego- w mniejszym lub większym stopniu.

PRYSZCZE


Nasza twarz na co dzień musi stykać się z wieloma różnymi bakteriami, brudem i zanieczyszczeniami. Odruchowo dotykamy twarzy, kiedy coś nas dziwi, bawi, albo po prostu mamy taką gestykulację. Ja w swojej pracy stykam się z osobami, które dawno zapomniały, co to jest mydło. Jeden raz efekt miałam natychmiastowy. Dotknęłam skóry nad wargą. Godzinę później miałam pięknego, bolącego i pulsującego syfa (nie pryszcza, SYFA), z którym walczyłam skutecznie, ale długo.
Dobrze, ale jak odróżnić pryszcze od wągrów albo np prosaki?

PRYSZCZE- tu nie trzeba żadnej wielkiej encyklopedii żeby wyjaśnić czym są. Jednak warto Wam wyjaśnić jak powstają. Niestety zauważyłam, że dużo osób jakby miało klapki na oczach pod tym względem.
Etymologia pryszczy jest bardzo spersonalizowana. Mogą wychodzić ze względu na stres, na zmiany klimatyczne, jako reakcje alergiczne, dziedzicznie, genetycznie, wynikając z choroby skóry. Najczęściej jednak są wynikiem i takim jakby fajnym białym kuzynem wągrów. Albo i ich dzieckiem. W każdym razie wygląda to następująco: twarz nieoczyszczana, bez zabiegów, bez toników, zapychana makijażem, brudem= pryszcz.

WĄGRY- to cudowne czarne punkciki na twarzy, które już powinny sugerować, że należy coś z sobą zrobić. Wągry to nic innego jak zapchane do granic możliwości pory, na których końcu gromadzi się brud zapychając dojście nawet wody. Ich pojawienie się jest jak sygnał wizualny, że zaraz będą pryszcze.
Mogą być niezauważalne albo grupowo usiane np na nosie.

PROSAKI- ach...nie wiem jak wy, ale ja ich nie znoszę. Mam jednego na powiekach, często wyłażą na policzku przy zejściu z nosa. Czym są? To te białe krostki, których się nie da wycisnąć. Są twarde i białe, ale nie bolą, ciągle tam są i jakby kpią.
Prosaki powstają przez zablokowanie kanalików łojotokowych w skórze. 

JAK SIĘ TYM ZAJĄĆ?

W dzisiejszych czasach odpowiedź na to zagadnienie jest bardzo łatwa i jednocześnie trudna. Kiedyś na łupież używało się rozmemłanego jajka, a na cellullit fusy po kawie. Dzisiaj mamy szeregi półek, rzędy lekarzy i od groma ofert w internecie na różne zabiegi. Dlatego z nich wszystkich wyłonię to, co naprawdę jest Wam potrzebne.

1. Oczyszczanie twarzy- co najmniej dwa razy do roku; na jesień i na wiosnę mikrodermobrazja, manualne oczyszczanie twarzy, kawitacja. Jakikolwiek wybierzecie zabieg ma być oczyszczający na skórę. Ja preferuję manualne oczyszczanie twarzy, może jestem masochistką, ale ufam rękom i precyzji kosmetyczek. Oczyszczenie twarzy pozwoli na taki fresh start w kolejne pory roku.

2. Codzienna pielęgnacja twarzy- powiem Wam na moim przykładzie.
  • tonik oczyszczający pory - ja posiadam Under20, polecam serdecznie,
  • woda micelarna - zmycie makijażu jak i równiez brudu z całego dnia, ja mam Vichy
  • żel myjący z peelingiem- drobne złuszczanie, plus oczyszczanie twarzy na codzień. Ja używam Clean And Clear
  • tonik pielęgnacyjny- ja mam liftingujący, wy możecie wygładzać skórę albo nawilżać
  • krem na noc z aloesem od Ziaji
  • krem pod oczy liftingujący
  • arnika na sińce i opuchliznę pod oczami
  • żel aloesowy
To wszystko posiadam w swojej szafce łazienkowej. Nie wszystko zawsze chce mi się używać, ale jedno Wam powiem na pewno. W październiku miałam sprawdzaną skórę pod względem ewentualnych braków, problemów etc. Poza tym, że mało się kremowałam nic mi pani kosmetolog nie mogła powiedzieć więcej.
Jeśli co drugi dzień zrobicie peeling na twarz to super. Pamiętajcie jedynie, że twarz nie znosi gruboziarnistych i mydlanych produktów. Dlatego sięgnęłam po produkt dostosowany do takiej skóry.

Wyżej wymieniłam dwie podstawowe rzeczy/czynności, które pozwolą na zapobieganie pojawianiu się zmian na twarzy. Co jednak, kiedy już je posiadacie? Tutaj kwestia leży  w systematyce, pieniądzach i ewentualnej opiece dermatologa.

Pryszcze:
  • wysuszanie; najprostsza technika na to aby pryszcz zniknął z naszej twarzy jest jego wysuszenie. Tutaj idealnie sprawdza się tonik do twarzy, maść cynkowa, pasta do zębów oraz parę innych ale już dermatologicznych produktów. Jest to technika bardzo dobra, komfortowa i powoduje, że ropa się wysusza i odpada zostawiając skórę świeżą i bez blizn.
  • "wywalanie"; nie mam tu na myśli wyduszania samodzielnie! Niezawodna do tego jest maść ichtiolowa, która działa za nasze paluszki i robi to dokładnie. Idealna wtedy, gdy pryszcz się buduje, głęboko pod skórą, ale my mamy bolącą gulę na twarzy. Przyspiesza tworzenie się pryszcza i dąży do jego pozbycia się z organizmu.
  • wszelkiej maści zabiegi- nie każdy trądzik da się usunąć tak delikatnie i nieinwazyjnie. Nierzadko trzeba nam udać się do kosmetyczki albo dermatologa, lepiej szybciej niż później.
Wągry:
  • oczyszczanie- manualne, peelingami, zabiegami- jakakolwiek forma i jak tylko się da. Ja mam prosty sposób. Ciepłą wodą spryskuję sobie twarz w miejscu gdzie jest wągier (nie węgier ani wągr) po czym delikatnie przez chusteczkę wyduszam. Potem tonizuję, zimną wodą zamykam por, nakładam coś łagodzącego podrażnienia i już. W przypadku usiania wągrami polecam jednak zabieg.
  • plastry na nos- Holika Holika albo inne koreańskie firmy oferują naprawdę skuteczne produkty, dlatego jak już coś takiego chcecie to lepiej w nich zainwestować niż w te reklamowane w tv.
  • zapobieganie! Tonizowanie twarzy, oczyszczanie, jak gromadzi się nadmiar sebum na twarzy to kupić w Rossmannie takie bibułki na twarz.
Prosaki
  • konsultacje; obowiązkowo! Prosaków nie można wyciskać! Dlatego najpierw pokażcie je kosmetyczce i w zależności od ich umiejscowienia przekują je Wam igłą sterylnie, albo odeślą do dermatologa. W najgorszym przypadku, czyt. moim, wchodzi w grę okulista. Wyduszając prosaki narażacie się na powikłania, zakażenie a jak prosak jest na powiece to można sobie uszkodzić wzrok. Ale można szukać rozwiązań.
  • wysuszanie; peeling na skórę oraz tonik wysuszający są dobrym początkiem. Na moje pomógł, chociaż ten na powiece jest uparty. Można próbować olejek herbaciany, który stopniowo pobudzi skórę do łuszczenia.

To tyle na dzisiaj. Ufam, że poruszyłam parę ważnych kwestii, które są Wam nieobce. Zacznijcie przede wszystkim od dbania o siebie, o swoją skórę, pijcie wodę, zmywajcie makijaż na noc :)

Na koniec przypominam Wam tylko:

Makijaż na dzień i na noc

Hejka,

w ten jakże piękny poniedziałek chciałam Wam pokazać efekty mojego niedzielnego meetingu z przyjaciółką. Stwierdziłam, że nie sztuką jest malowanie samej siebie, kiedy znasz swoją twarz i wiesz w czym ci dobrze. Dlatego namówiłam moją nieco nieśmiałą przyjaciółkę do pokazania swojego lica publicznie w makijażu wykonanym przeze mnie.

I. Makijaż dzienny



Moja przyjaciółka gustuje w bardzo charakterystycznych makijażach, używa często popieli, czerni podkreślając swoje oczy. Ma piękne brązowe duże oczy i dość charakterystyczną twarz. Blada cera i mocno wystające kości policzkowe, oczy zagłębione do wewnętrznych kącików sprawiają, że nie trudno popełnić fail makijażowy.
Jej marzeniem był styl cut crease i taki widzicie wyżej. Złoto z brązem i jaskółki, do tego szminka w kolorze nude. Podkreśliłam także mocniej kontury twarzy i rozświetliłam policzki. W efekcie nie ma odczucia tapety na twarzy, a całość jest elegancka i bardzo romantyczna. 
Użyłam:
- Missha BB cream
- Rimmel Stay Matt transparentny
- Live Love Blush róż
- Golden Rose szminka odcień nude
- Paletka MUR różowa
- Eyeliner Wibo
- Trio do konturowania od Wibo
- zestaw do brwi bezmarkowy, podejrzewam chińskie pochodzenie ;)

II. Makijaż wieczorowy



W tym zestawieniu podstawa pozostała bez zmian, jedynie oczy i usta postanowiłam zmienić. Podkreśliłam zagłębienie powieki popielatym cieniem od Mua, rozblendowując go mocno i optycznie unosząc kąciki oczu ku górze. Polecam ten zabieg dla tzw smutnych oczu- zawsze od kącika oka ciągnijcie ku górze cień. Jako ogniskową tego makijażu użyłam pięknego bordowego opalizującego cienia, który kupiłam tak dawno temu, że marka się starła. Ale nie oskarżę się o coś wyżej chińszczyzny, bo kiedyś nie miało się funduszy ;) Wnętrze oka musnęłam ciepłym złotem i odrobiną bieli.
Usta ożywiłam piękną fuksją, soczyście podkreślającą całość makijażu.
Użyłam:
- cień od Mua, popielaty mat
- bordo niewiadomego pochodzenia
- złoto z mojej paletki MUR różowa czekoladka
- biel MUR Acid Brights
- szminka fuksja od Live Love kolor Beloved

Jak same widzicie nie trzeba wcale wiele, by zmienić sobie wizerunek. Oczywiście jestem za stonowanymi kolorami i odrobiną gustu, ale nie można bać się kolorów. Przede wszystkim muszę walczyć ze stereotypem "tapety" i "tynku".
Moje drogie, możecie używać tylko podkładu zapychając sobie pory i mając wrażenie tłustej skóry, bądź brudząc sobie ubrania o mokre produkty.
Możecie też używać jedynie pudru, zapychając sobie pory, nie maskując nic, jedynie wysuszając skórę.
Można również stosować po prostu złe produkty, albo źle pielęgnować skórę. Jedynie od nas samych zależy czy zobaczymy w lustrze efekt tapety czy nie. :) Naturalne jest piękne, ale czemu trochę nie pooszukiwać? ;)

Mam nadzieję, że post się spodobał :)
Buziaki!

Szminki, czyli moje sukcesy i porażki zakupowe

Hejka!

W dzisiejszym poście pokażę Wam moją własną kolekcję szminek, którą sumiennie powiększam na złość oczywiście wszystkim wkoło mówiącym "na co ci kolejna szminka". Nie wiem jak Wy, ale ja czekam na kwiecień, by spokojnie napaść na Rossmanna i zmierzyć się z inną gamą kolorów niż posiadam :D

Ad rem- producenci szminek często i gęsto wiele nam obiecują, kusząc optymalnymi cenami za produkt i wychwalając ich jakość. Jednak nie zawsze obietnice się spełniają. Nie dam Wam wytycznych w jaki sposób uniknąć porażek zakupowych. Możecie jedynie ufać swojemu doświadczeniu i instynktowi. U mnie odpada marka Rimmel. Starczyła mi seria Scandaleyes żebym powiedziała DZIĘKUJĘ całej linii. Ale jak zobaczycie z tego zestawienia, nie tylko Rimmel usłyszał podziękowanie.

Zestawienie ułożyłam kolorystycznie, a nie od najgorszych do najlepszych. Zaczynamy od nude aż do ciemniejszych kolorów.

I. Golden Rose kolor 109

Recenzowałam go już w poprzednim poście, ale należy podkreślić, że od dwóch tygodni jest moim faworytem. Szminka delikatnie nawilża, ładnie wygląda, pasuje do każdego makijażu na wieczór i na dzień. Zawsze miałam ten problem z posiadaniem gamy kolorów, które nie robią ze mnie na siłę dorosłej kobiety. Znacie ten schemat jak już jesteście duże, macie pieniądze i teraz trzeba walnąć sobie krwistą czerwień, bo mama nie pozwalała ;) I ja poszukiwałam takiego koloru. Uważam, że ta seria szminek w ogóle jest cudowna. Polecam każdej Pani, naprawdę.

II.  MakeUp Revolution, Beloved


Zamówiłam tą szminkę skuszona jej niską ceną. Bagatela 5 zł. Jako, że lubię MUR i mam zaufanie do testowania ich produktów postanowiłam zaryzykować. Najwyżej mnie mąż z domu wyrzuci! Wybrałam kolor, który po swatchach wydawał mi się słodziutki, delikatny i dziewczęcy. Miałam kiedyś podobny i lubię róże.
Wszystko było ładnie i pięknie, wytestowałam na ręce, myślę sobie spoko kolor. Niestety okazało się, że mam wiele "ale".
- konsystencja sztyftu jest dziwna. Określiłabym ją mianem "szklistej"? Ciężko mi to nazwać. Nie jest miękka i aksamitna, nadająca ładny kolor. Jest twarda, śliska, mam wrażenie, że smaruję się tłuszczem o kolorze delikatnego różu.
- kolor nie jest intensywny, sam sztyft jest ślicznym odcieniem, a tu wychodzi mi taka Nivea Rapsberry (używałam, więc mam porównanie)
- po paru godzinach posiadania na ustach kolor się roluje przy wewnętrznych stronach warg, w miejscach, gdzie zwykle zjadamy szminki, zrobił mi się taki jaśniejszy pasek. Nieapetyczne. Wolę jak kolor stopniowo schodzi aż do zera niż jak robi mi jakieś dziwne cuda i wianki.
Reasumując- 5 zł...ok, spoko jak na chwilę różowawej pomadki na ustach. Nie dałabym więcej. Żałuję, że nie dorzuciłam kolejnych 5 zł na GR.

III. Live Love podseria MUR, matte pink past

Serdecznie przepraszam za zdjęcia, czasami są fatalne, szczególnie światło, ale nadstawiałam mordkę tak, by pokazać realny odcień. To jest...uwaga- POMARAŃCZ. Nazwa sugeruje róż, a to taki łososiowy pomarańcz. Konsystencję ma już lepszą niż MUR, faktycznie jak szminka. Daje całkiem ładny mat, ale mam wrażenie wysuszenia na ustach. 
Kolor dla mnie też jest taki dość ryzykowny. Może jak się opalę będzie ładniej wyglądać, póki co jest zbyt oranżadkowy. Szminka ładnie pracuje z ustami, wytrzymuje dość długo jak na produkt z przeceny za 10 zł :)

IV. Live Love Intense Beyond

Ten kolor po prostu kocham! Odważny, ale nie taki jak na "ulicę". Soczysty, wyrazisty. Szminka ma kremową konsystencje i ślicznie słodko pachnie. Ściera się tak jak lubię, stopniowo i nienachalnie. Nie zostaje na zębach podczas rozmowy. Nawilża wargi i nie powoduje w ostatnim etapie ścierania takiego efektu włażenia w strukturę ust. Ogromnie go polubiłam. Jak widzicie na razie mamy tą samą strefę cenową, a różnice są widoczne nawet na zdjęciach :)

V.  Wibo Million Dollars Lips, 02 i 03



Zestawiłam je w jednej pozycji, ponieważ pomiędzy nimi technicznie nie ma różnic. Szminki mają pacynkę jak błyszczyk, dość precyzyjną, więc można nadać ładny kształt. To jest matt bez dwóch zdań. Pierwsza warstwa nadaje kształt, druga kolor. Czuć jak usta się ściągają i stają się matowe. Niestety ma swoje minusy. Ciężko się zmywa, wręcz ściera. Ma się takie dziwne uczucie przez cały czas, że coś na tych ustach jest.
Kwestia zmywalności vs precyzja- jeśli nie umiecie robić konturu ust to sobie je odpuśćcie. Ta szminka nie pozwala na brak precyzji. Jak raz coś pójdzie źle to już nie ma szans na poprawkę.

VI. Live Love Intense Red Generation


Konsystencja szminki, zachowanie oraz piękny zapach dokładnie taki sam jak przy wersji powiedziałabym "jagodowej" tej szminki. Nic dodać nic ująć. Przy czym kolor czerwony, który starałam się byście mogli zobaczyć jest bardzo ładną czerwienią. Nie razi, jest taka ładna klasyczna odpowiednia na wieczór jak i na dzień.
Usta są nawilżone i ładnie wyglądają.

VII. Maybelline, Vivid Matte Liquid, 35 Rebel Red


Tutaj powinny być jakieś werble, albo Lacrimosa puszczona w tle. Kupiłam ten błyszczyk (?)/ szminkę na promocji w Rossmannie na zasadzie, nie wiem co, ale wezmę. Mąż mówi weź czerwoną, wiadomo mężczyźni lubią takie kolory. No i dobra, zapłaciłam i chcę nałożyć.
Ładnie się nakłada, kremowa i w ogóle, ale...dobra dobra, miała być matowa? Czekam aż zmatowieje. Mija parę minut i nic. Macam usta, lepka. Czekam. Patrzę w lustro, uśmiech numer pięć i co widzę? Szminka na zębach. Szminka na palcach. Na nosie, na brodzie...jezu, kiedy?!
To jest najgorsza szminka EVER! Jak mam ją nałożyć to mnie szlag jasny trafia i trzymam ją jedynie by każdemu udowodnić jaki fail zrobiła marka Maybelline. Może macie inne kolory i matowieją nie doprowadzając do pasji, ale mnie ten kolor doprowadził do szału.

PODSUMOWANIE

Jak widać korzystam z określonego pułapu cenowego, sięgając po to, co aktualnie potrzebuję. Szminki są w zasięgu każdego z Was, także możecie również sprawdzić czy miałam rację.
Osobiście zacznę iść bardziej w kierunku kolorów Nude, gdyż uważam, że po prostu podkreślają moją urodę, a nie postarzają na siłę :) Pamiętajcie, że nie każdy kolor wam służy. Niestety ja jestem przeciwnikiem szminek satynowych i perłowych, nie znoszę ich i kojarzą mi się z babciami :)
Napiszcie mi proszę jakie Wy używacie pomadki, jakie zachwalacie i polecacie! Będę zobowiązana i myślę, że wiele z Was także, patrząc na zbliżające się promocje :D !

Mistrzowie Urody

Zostałam zgłoszona przez koleżankę i jest to dla mnie ogromne wyróżnienie. Jestem jedną z wielu blogerek urodowych, jakie przewijają się przez internet. Nigdy nie uważałam swojego bloga za szczyt marzeń i stale pracuję nad jego treścią. Wiecie doskonale, że tworzę go jedynie z mojego zamiłowania do kosmetyków, testowania oraz dlatego, że lubię się dzielić swoimi spostrzeżeniami. Uwielbiam Wam doradzać, wskazywać produkty i pokazywać, że można taniej.
Jak wielokrotnie wspominałam wszelkie produkty kupuję z własnej pensji. Starałam się oczywiście o produkty do testowania od różnych producentów, ale jak można się domyślać- jestem za maluczka żeby dali mi coś poza 5mg testera albo saszetki z próbką kremu. Dlatego już dawno machnęłam na to ręką. Kupuję to, co potrzebuję, to, co uznam, że może się Wam przydać i testuję :)
Ogromnie liczę na Wasze głosy i na szansę jaką możecie mi dać w tym konkursie. Konkurencję mam wyśmienitą- modowe blogerki, fotografki, wizażystki i fotografki. Tylko ja taka niepozorna :D
Pokażcie, że nie trzeba wymiatać sesji zdjęciowych w profesjonalnym studiu, że nie trzeba być urodowo mistrzem, że normalny nie znaczy gorszy :) To w Was moja siła! 

Głosujcie na mnie :
wystarczy wysłać SMS o treści UBU.8 na numer 72355
koszt 2,46 zł z VAT.


Buziaki kochane!
Obsługiwane przez usługę Blogger.