Od dawna słyszę już głosy od wielu z Was, że nie umiecie zrobić brwi perfekcyjnie ani nawet półperfekcyjnie. Doradzam jak mogę, ale w końcu i tak przyszedł czas na tutorial. Dzisiaj zatem będą dwie lekcje- pierwsza z brwiami i druga z coraz modniejszym cut crease.
Lekcja I. "Perfekcyjne brwi"
Najważniejszą rzeczą przy makijażu brwi jest to, aby były bardzo dobrze wyrównane, wydepilowane oraz pokryte henną. Możecie robić to samodzielnie, ale powiem Wam z punktu widzenia osoby oszczędzającej- z czasem Wam się nie chce robić henny, materiał się psuje albo podłącza się cała kobieca część rodziny, "bo skoro już sobie robisz to możesz mi też". Inaczej mówiąc zamiast zadbać o siebie zaczynasz dbać o innych. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej strony jakbyś chciała być kosmetyczką to byś zdobyła odpowiednie wykształcenie i otworzyła salon, zarabiając na tym. Także pamiętajcie- nie mylcie uprzejmości z wykorzystywaniem ;)
Inna sprawa zainwestujcie w porządną kosmetyczkę, która zadba o te brwi, a nie naciapie kiepskiej jakości chińską masę i weźmie 15 zł za wosk. Ja wydałam około 30 zł za brwi i jestem z nich zadowolona.
Makijaż brwi zaczynamy od oczywiście podkład, puder, korektory. Czyli jak niżej (sorry specjalnie dla Was bez filtrów upiększających)
1. Wyczesujemy szczoteczką dołączoną do kredek do brwi brew w taki sposób, aby podkład i puder naturalnie z nich zszedł. Każdą z nich zaczesujemy zgodnie z naturalnym łukiem.
Oto mój zestaw małego brwiowca:
MakeUp Revolution moje cienie, ale tu używam matowego brązu, zestaw do brwi z woskiem, pisak do brwi Catrice oraz korektor Affinitone. Nieodłączny jest dwustronny pędzelek skośny oraz pacynka, na którą nakładam korektor, ale to później.
2. Jak już brwi mamy wyczesane to sięgam po pisak, którym od załamania brwi do końca rysuje ostre krawędzie, Potem to samo robię u góry. Jak widać kolory mam zbliżone do henny zatem mogę spokojnie te krawędzie zostawić.
Tak wyglądam w wersji Comics. Pora na uzupełnienie.
3. Sięgam po wosk w tym puzdereczku. Nie jest on niezbędny, ale przydatny jeśli brwi malujemy cieniami. Pozwala utrzymać się dłużej całości na twarzy. Po nawoskowaniu sięgam po skośny pędzelek oraz brązowy cień, którym uzupełniam brwi, nie wykraczając poza linie oraz naturalne łuki.
4. Kiedy już mam brwi uzupełnione czas na ich dopracowanie. Nieraz mi ręka zadrży albo linia będzie krzywa. Wtedy łapię za pacynkę oraz korektor.
Nakładam na pacynkę odrobinę korektoru i wyrównuje linię brwi na dole i u góry. Dzięki takim zabiegom uzyskuję linię idealną i bez zabrudzeń.
Voila! Brwi idealne zakończone. Dajcie znać czy tutek pomocny :)
Inna sprawa zainwestujcie w porządną kosmetyczkę, która zadba o te brwi, a nie naciapie kiepskiej jakości chińską masę i weźmie 15 zł za wosk. Ja wydałam około 30 zł za brwi i jestem z nich zadowolona.
Makijaż brwi zaczynamy od oczywiście podkład, puder, korektory. Czyli jak niżej (sorry specjalnie dla Was bez filtrów upiększających)
Oto mój zestaw małego brwiowca:
2. Jak już brwi mamy wyczesane to sięgam po pisak, którym od załamania brwi do końca rysuje ostre krawędzie, Potem to samo robię u góry. Jak widać kolory mam zbliżone do henny zatem mogę spokojnie te krawędzie zostawić.
3. Sięgam po wosk w tym puzdereczku. Nie jest on niezbędny, ale przydatny jeśli brwi malujemy cieniami. Pozwala utrzymać się dłużej całości na twarzy. Po nawoskowaniu sięgam po skośny pędzelek oraz brązowy cień, którym uzupełniam brwi, nie wykraczając poza linie oraz naturalne łuki.
4. Kiedy już mam brwi uzupełnione czas na ich dopracowanie. Nieraz mi ręka zadrży albo linia będzie krzywa. Wtedy łapię za pacynkę oraz korektor.
Lekcja II. "Cut crease"
Nie byłam pewna czy w ogóle ten makijaż u mnie wyjdzie. Myślę, że większość z nas tak myśli. Ja mam opadającą powiekę, a te piękne vlogerki mają tak wielkie powieki, na których można nawet Krzyk namalować albo "Słoneczniki" Van Gogha. A ja? Liche to takie, opada, czas myśleć o kwasach i operacjach plastycznych.
Nic bardziej mylnego!
Sięgnęłam po wschodnią koleżankę, której zazdroszczę niemal wszystkiego. Począwszy od kosmetyków skończywszy na urodzie. Ale dobrze.
Opowiem Wam pokrótce od czego zaczynamy:
1. Matowimy sobie ładnie beżowym naturalnym cieniem całą powiekę. Pozwoli nam to na stopniowanie koloru i jednocześnie nie pozwoli na rolowanie się cieni. A tego my opadające nie lubimy.
2. Wybieramy sobie trzy cienie o jednej barwie ale innej tonacji. Ja sięgnęłam po oranż, szary brąz i brąz, który używam do powiek. Po kolei każdy z kolorów od najjaśniejszego po najciemniejszy aplikujemy na załamanie powieki, ale nie do samego końca zewnętrznego kącika. Tak to wygląda:
3. Zatem je blendujemy czystym pędzelkiem aż się wymieszają i tych dziwnych załamań nie będzie.
4. Potem sięgamy po korektor albo jak ja i Denitslava po podkład. Ja używam Revlon Colour Stay Ivory. Tą pacynką od brwi tak jak mamy załamanie powieki robimy sobie obrys i odcinamy w dół oraz w bok, robiąc w ten sposób odciętą powiekę.
5. Sięgamy po naturalny cień którym matowimy podkład, potem w kącikach oczu i pod brwiami rozświetlamy białym cieniem, tusz, ew eyeliner i już. Ja zrezygnowałam z mega kreski eyelinerem, ale jednak coś tam namalowałam.
Oto efekt finalny na opadającej powiece:
Można? Można!
Dajcie znać czy tutek Wam się spodobał, a ja zabieram się za ćwiczenia z Mel B :)
Niedługo kończymy, ale zrobimy sobie inne wyzwanie, a co!
Buziaki dziewczyny!