Od zera do super modela

Witajcie po dłuższym czasie :)

Dzisiejszy post inspirowany jest mijającą powoli promocją w Rossmannie, którą wszyscy chyba kochają oraz rozmową z moją koleżanką.
Wiele z nas zna takie piękne określenie, za które najchętniej by komuś w twarz dali- tapeta. Inaczej mówiąc zbyt duża ilość kosmetyków dająca wrażenie maski, bo przecież człowiek nie może tak wyglądać naturalnie!
Dzisiaj zatem pokażę Wam od A do Z jak ja wykonuję swój dzienny makijaż, jakie stosuję kosmetyki i w jakiej ilości. 
Na wstępie chciałabym powiedzieć tylko jedno: nigdy nie byłam zwolennikiem maski. Starannie dobieram swoje kosmetyki tak, aby ukrywać widoczne skazy i uwidaczniać zalety mojej urody.


Od lewej: zestaw Wibo do konturowania twarzy, około 15 zł; pędzelek ze sztucznego włosa do podkładu oraz różu; kredka do brwi rudobrązowa od Lovely koło 4 zł; baza pod makijaż Ingrid (między 20 a 30 zł- ja za 10 zł z allegro); chiński zestaw korektorów jakieś 6 zł; concealer Astor Skin Match Protect 002 Sand 30 zł; podkład Mat Titude AntiShine 102 - 30 zł; Rimmel puder Stay Matte transparentny jakieś 20 zł(nie pamiętam).

To jest podstawowy skład jaki muszę mieć w swojej kosmetyczce. Przyznam się Wam, że nie zawsze mam ochotę i czas na makijaż. Idąc na 6 do roboty często wolę jedynie kreski na powiece, tusz i móc swobodnie trzeć się pod oczami ze zmęczenia, nie myśląc, że się rozmarzę. Jednak popołudniowe zmiany albo wolne dni to czas kiedy poświęcam sobie te 5 minut. A teraz uwaga! Widok może być znajomy i nieprzyjemny, pokażę swoją facjatę bez dosłownie żadnego kosmetyku.


Jak widać mam twarz ze skłonnościami do świecenia na nosie o brodzie, sińce pod oczami oraz plamki od przebarwień związanych z opalaniem, pajączki oraz inne problemy skórne, które zwykle staram się chować przed światem. Czyli jestem taka jak większość z nas w weekend.

1. Zaczynamy od nałożenia bazy Ingrid. Można ale nie trzeba jej stosować. Ja mam tendencję do macania się po twarzy czy też pracuję często używając siły zatem bywa, iż wychodzę z pracy upocona. Baza pozwala na utrzymanie makijażu na miejscu.

2. Nakładamy korektory.


Przybliżcie sobie zdjęcie, aby widzieć wyraźniej, gdzie nałożyłam. Kolor żółty użyłam w kącikach oczu na silne zasinienie, aby tym kolorem wywołać efekt zmieszania, czyli skorygować do barwy bardziej naturalnej i jaśniejszej. Zielonym zrobiłam przebarwienia skóry przy brodzie, zewnętrzne kąciki dolnej powieki, gdzie widzieliście opuchnięcia. Różowy jest na pajączki oraz wszelkiej maści widoczne zaczerwienienia i pryszcze ze stanem zapalnym. Tych ostatnich nie mam, ale całą resztę pokryłam.
Uważam, że każdy musi mieć takie korektory, niezależnie od ceny- dla zmęczonych kobiet, które nakładają makijaż i nadal mają zasinione oczy to jest produkt  niemal bezcenny!

3. Kolej na korektor, czy też concealer czyli coś w rodzaju nie pokrywającego mocno korektora. Pokochałam go już pół roku temu i miłość trwa dalej. Uwaga- mój produkt ma gąbeczkę, którą można swobodnie nakładać produkt pod oczy. Jeśli Twój takiego nie ma to używaj gąbki do podkładu albo pędzelka. Produkt ma się sam wchłonąć i ocieplić od ciepła skóry. Nakładanie palcem zniszczy efekt.
Dalej nakładam podkład. Jest to mój nowy nabytek, gdyż zwykle stosowałam produkt z tej samej linii co korektor. Zgodnie z opisem asystentki z Rossmanna podkład ten jest gęściejszy i przez to trzeba szybko go nakładać i mocno rozcierać żeby nie mieć plam. Ja mam doświadczenie więc idzie mi to sprawnie- ty użyj Skin Match Protect, albo nieco rzadszego.


Jak widzicie na tym etapie już ukryłam wszystkie moje niedoskonałości. Nie mam sińców, przebarwień, nic się nie świeci.
Pokryłam całość pudrem transparentnym, gdyż nie znoszę tłustej twarzy. Wybieram pudry mineralne albo transparentne ze względu na naturalność. Nie chcę efektu maski tylko wygładzenia twarzy i wyrównania koloru.

4. Na koniec już właściwie się bawię. Paleta do konturowania od Wibo to świetny produkt. Ciemny używam po bokach nosa, pod kością policzkową, w łuku podbródka, by wizualnie ukryć tłuszczyk. Rozświetlam brodę, nos, policzki oraz czoło. Z różem ostrożnie- nakładajcie go od kości policzkowej takim ruchem zamiatającym, albo jak pędzlem. Nie rozsmarowujcie, albo nie róbcie jak pajacowi kółka na policzki. Ma być smuga różu.
Do tego kredką zarysowuję brwi, nadając im kształt. Dodaję różową szminkę.
No i podstawowy makijaż- kocie oko eyelinerem Wibo, tusz od Loreal Volume Million Lashes z olejkiem arganowym i efektem Noir (uwielbiam go, nie spływa, nie kruszy się i trudno go zmyć!), trochę cienia Wibo Quatro z morskim kolorem oraz złocisty Rimmel i TADA:


Porównać Wam efekt przed i Po? Jezu, boję się.
Albo:

Niestety mam takie a nie inne oświetlenie w pokoju, że ciężko cokolwiek uchwycić. Mam nadzieję jednak, że różnicę widać.

W ostatnim wpisie obiecałam również przekazać Wam swoje wrażenia dotyczące szamponu firmy Seboradin dla wypadających włosów. Recenzja nie będzie długa. Nie polecam. Włosy po umyciu są szorstkie i twarde. Nie zauważyłam żadnych ekstra efektów, które spowodowałyby zakup tego produktu.
Powiecie, że ciężko na efekty po dwóch myciach, a ja odpowiem Wam, że niestety się mylicie.
Szampony i odżywki w takich cenach sprzedawane MAJĄ OBOWIĄZEK posiadania natychmiastowych efektów, które przywiążą ich do kupującego.
For example- po zabawie Seboradinem użyłam szamponu Jantar oraz odżywki Banana od Kallosa. Dawno mi się tak włosy nie układały. Są piękne, pachnące i miękkie. Efekt natychmiastowy. Efektem długofalowym jest to, że Jantar używam z ponad miesiąc albo dłużej i włosy mniej mi wypadają. Dlatego nie dajcie się mamić, że dany produkt coś zrobi kiedyś tam jak umrzecie na sinice, tylko ma działać tu i teraz. Ma Was zatrzymać, przywiązać, dać Wam coś za tą wysoką cenę. A nie robić sobie z Ciebie jaja.

Dodatkowo chciałabym się pochwalić, że od 4 tygodni walczę z Kayli Itsines oraz z dziewczynami od Tipsi -> TipsForWomen
Polecam Wam podejmowanie wyzwań i szukanie motywacji. Za dwa miesiące pokażę Wam efekt dziewczyny, może to Nas wszystkie zmotywuje.

Wielkie buziaki dla Elizy S., która zainspirowała mnie do dzisiejszego wpisu.

I kochane Panie- skończcie z wymówkami, że nie macie czasu, że nie chce wam się, że to i tamto. Póki nie musicie wstrzykiwać sobie botoksu albo chować głowy w karton to dbajcie o siebie i skorzystajcie z moich rad.
Jeśli potrzebujecie osobistej porady- piszcie do mnie komentarze albo wiadomości prywatne na maila.

Całusy i gorące uściski na zimne dni!
Wasza Iza.

2 komentarze:

  1. Zainspirowało mnie to do rozejrzenia się za jakimś różem do rumieńców. ^^ Promocja w Rossmannie trwa do jutra, więc może zdążę :)
    Chciałam się teraz dopytać o szminki do ust. Mam duże i pełne, ale w czerwieni wyglądam jak.. wiadomo kto. Masz pomysł na jakieś dobranie koloru? ;)
    Agu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli potrzebujesz szminek, które nie będą schodzić większość czasu i będą nawet bez błysku dopełniać makijażu to polecam używane przeze mnie MaxFactor Lipfinity. To Szminka plus błyszczyk w sztyfcie. Używałam na ślubie. Nie każdemu pasuje czerwień ust, przy dużych najlepiej jest używać matowych, które podkreślają ich wielkość ale nie robią z nich takich glonojadów, unikaj błyszczyków. Kolor? Z Lipfinity spróbuj albo 003 Melow Rose albo numer 150/152 bo w brązach może ci być ładnie i nienachalnie. Niestety cena ich to 60 zł za sztukę. Ale opłaca się. Odkrywaj kolory burgundowe, brązy i unikaj róży i krwistych czerwieni. I unikaj kredek konturówek do ust.

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.